Bułgaria Jaskinia Ledenika
BułgariaEuropaPodróże po EuropieRelacja

Jaskinia Ledenika, wodospad Skaklia i dojazd do Bułgarii

Artykuł w skrócie:

Z racji, że wydarzenia przedstawione w tym artykule (jak i całej serii o Bułgarii) mają miejsce w roku 2020, pozwolimy sobie na małą dygresję 😀 Również na zdjęciach i filmach znajdziecie relikty dawnych czasów w postaci maseczek.

Musimy także przeprosić za jakość filmów na YouTube – całą Bułgarię nagraliśmy niechcący w trybie Super Wide czyli rybiego oka.

Mała dygresja i dojazd do Bułgarii

Plan na 2020 zakładał… miesiąc w Wietnamie i przemierzanie kraju na skuterach (realizacja udała się dopiero w 2023). Wybuch koronawirusa niestety wszystko popsuł – Wietnam zamknął się na cztery spusty jednak wciąż liczyliśmy na jego rychłe otwarcie – a czas mijał. Niestety cały świat oszalał w obliczu wirusa, a my pozostawaliśmy bez celu na jesień. Gdy już dosłownie paliło nam się pod nogami (urlop zbliżał się nieubłaganie) rozpoczęliśmy planowanie kierunków nieco bliższych i bardziej osiągalnych. Włochy? Hiszpania? A może coś innego? Szybka burza mózgów i w sobotni wieczór trafiamy na Bułgarię, która o dziwo nie wymagała ani testów, ani kwarantanny. Bierzemy to! Sęk w tym, że musimy wyjechać… jutro rano 😀 Każda godzina była już na wagę złota – naparzaliśmy pinezkami w mapę Google jak dzięcioł naparza w drzewo. Plan zrobiony na spontana w kilka wieczornych godzin wyglądał chaotycznie jak bagażnik w Fordzie po 2 dniach jazdy ale jednocześnie zapowiadała się niezapomniana przygoda… i tak właśnie było!

Zmęczeni ale radośni!

Ruszamy w niedzielę rano pakując do Forda co się da. Do pierwszej destynacji mamy 1500 kilometrów. W drodze przeglądamy jeszcze na szybko strony MSZ szukając informacji na temat tranzytu. Oczywiście każde źródło mówiło co innego więc wybraliśmy opcję “yolo – co będzie to będzie”. Nadrobiliśmy trochę drogi na Węgrzech żeby grzecznie pojawić się na tranzytowej trasie ale nikogo to nie obchodziło 😀 Szybkie spanie w bagażniku i ruszamy dalej. Nasze kręgosłupy prosiły uprzejmie o amputację, a nogi o świeżą dostawę krwi ale trzeba cisnąć! Mały przystanek w Rumunii, mięsna buła, stado krów spotkane na trasie i już jesteśmy przy Dunaju, a dokładnie w Drobeta-Turnu Severin (mają tutaj śmieszne ronda z kamieniami). Piękne okolice, choć południe Rumunii i północ Bułgarii to raczej raj dla miłośników urbexu. Liczba pustostanów, opuszczonych fabryk, biznesów czy niedokończonych bądź zrujnowanych domów jest zatrważająca. Tutaj też próbowaliśmy znowu się przespać ale bezdomne psy czaiły się na nasze nogi wystające z bagażnika 😀 Przejeżdżamy przez most w Widyniu, wymieniamy trochę kasy na granicy (był dobry kurs) i wieczorną porą docieramy do miejscowości Wraca. Podjeżdżamy pod upatrzony na szybko hotel i dostajemy cenę niższą niż na Bookingu. Warunki w Хотел Раде 1 to nie pierwsza klasa ale dla Jaszczura wystarczy – ciepła woda jest, łóżko jest, więcej nie trzeba 😀 Wymęczeni drogą zahaczamy jeszcze o Piazza Italia żeby zjeść coś mało inwazyjnego, a tu się okazało, że pełen luks restauracja 😀

Wodospad Skaklia – no nie do końca

Naszym pierwszym punktem był najwyższy wodospad w Bułgarii czyli Skaklia. O dziwo w Internecie nie ma o nim prawie informacji. Nigdzie po drodze nie było widać drogowskazu ani parkingu, dziwne – albo po prostu źle jedziemy 😀 Próbujemy dostać się jak najbliżej szlaku od północnej strony. Przejeżdżamy niepewną, szutrową drogą, mijamy koparki i docieramy do małego offroadu (dokładnie tutaj). Dobrze, że Ford jest nieco wyżej zawieszony, inaczej byłoby ciężko. Nasza trasa skończyła się nieco dalej – przy rowie, którego już nie dało się pokonać. Niedaleko znajdowała się brama z napisami w cyrylicy – coś co mogło wyznaczać początek szlaku 😀 Oprócz nas nie było tu nikogo – nawet innych samochodów. Trochę niepewnie zostawiamy auto z całym dobytkiem i ruszamy w drogę.

No dobra, od razu mieliśmy wątpliwości czy to na pewno dobry szlak 😀 Gdzieś szliśmy – ale dokąd? W tle niby było jakieś widać skały, a zapewne na jednej z nich znajdował się wodospad. Według mapy bez problemu powinniśmy dostać się do punktu i to nie w jakimś dużym czasie. Później jednak trasy na mapie zaczęły płatać figle, a my wchodziliśmy w coraz gęstszy las. No ale skoro szlak miał zakręcać to pewnie pokonamy zakręt i znajdziemy się pod urwiskiem. W końcu trafiliśmy na innego turystę, który uświadomił nas, że w sumie nie idziemy źle, a urwisko, które widzimy w oddali to faktycznie to miejsce. Problem w tym, że ten 141-metrowy bydlak wodospad ma przerywany ciąg! Jedyna opcja na zobaczenie tutaj wody to wiosna (roztopy) i duże opady. We wrześniu wodospad jest wyschnięty więc co najwyżej mogliśmy popatrzeć na gołą skałę. Nie ma sensu iść dalej – cofamy się zatem do Forda i nawigujemy prosto na jaskini Ledenika.

Albo to brama piekieł albo życzą miłej drogi 😀
W tym miejscu wstaw wodospad 😀

Jaskinia Ledenika – robi wrażenie!

Droga do jaskini z miasta Wraca jest turbo kręta i czasem stroma. Nie przeszkadza to jednak bułgarskim dostawczakom 😀 Trasa jest jednak warta poświęcenia czasu. Dojeżdżamy do parkingu i o dziwo (środek tygodnia, wczesne godziny) spotykamy masę turystów. Ciężko było znaleźć miejsce żeby zostawić auto. Wszystkie samochody z Bułgarii – i my 😀 Co tutaj musi dziać się w weekend! Na miejscu standardowo znajdziemy kilka małych punktów z jedzeniem oraz pamiątkami. Zobaczymy tutaj również biwakujących i biesiadujących na świeżym powietrzu Bułgarów – tańce, śpiewy, dobra zabawa! Bardzo nam się to podobało i gdyby nie gonił nas czas to chętnie byśmy zostali chwilę dłużej i pobawili się z nimi 😀

Cały parking zawalony!

Zanim wejdziemy do jaskini czeka nas jeszcze mały spacer i odwiedziny w biurze, gdzie znajduje się makieta regionu. Obok położony jest także amfiteatr i sporo różnych rzeźb – rycerz przykuł naszą uwagę 😀 W całej grupie tylko my byliśmy “obcy” więc nie nie nękaliśmy przewodnika żeby tłumaczył na angielski, po prostu weszliśmy z bułgarską grupą i cieszyliśmy się widokami. Tak też rozpoczęła się nasza przygoda z jaskiniami. Po odwiedzeniu ich tylu w Bułgarii inne w kolejnych krajach nie robiły już na nas takiego wrażenia 😀 No to co – idą Jaszczury do głębokiej dziury!

Jaskinia Ledenika robi wrażenie!
No sporo tych stalaktytów 😀
  • Bezpłatny parking – parkujemy tam gdzie akurat jest miejsce, jeśli jednak go nie ma to parkujemy wzdłuż drogi dojazdowej.
  • Jaskinia jest czynna cały tydzień od 9 do 17.
  • Zwiedzanie jedynie w grupach z przewodnikiem.
  • Jaskinia znajduje się na wysokości 830 metrów n.p.m.
  • Dla zwiedzających obiekt otwarty jest od 1961 roku. Nie tak dawno jaskinia przeszła “modernizację”.
  • Nazwa Ledenika pochodzi od lodowych rzeźb, formacji, sopli i kryształów, które tworzą się w różnych częściach jaskini (najwięcej w sekcji zwanej “Przedpokój”).
  • W środku znajduje się “Magiczne Jeziorko”, które ponoć spełnia życzenia!
  • Zwiedzanie jaskini trwa około godzinę i obejmuje około 320 metrów trasy.
  • Jaskinia uznana jest za pomnik przyrody i wpisana została na listę obszarów chronionych w Bułgarii.
  • Zimą temperatura w środku wacha się między -7, a -15 stopni co sprzyja powstawaniu lodowych rzeźb.
  • Wilgotność powietrza w jaskini utrzymuje się na poziomie 92%.
  • W środku znajdziemy całą masę formacji skalnych, którym nawet przypisano nazwy: Krokodyl, Głowa Olbrzyma, Sokół, Święty Mikołaj, domu Baba Jaga i wiele innych 😀
  • Cena w 2020 roku wynosiła 10 BGN za osobę.

Wędrówkę po jaskini rozpoczynamy od przejścia przez “Przedpokój”, który jest najniższym punktem w całej formacji. Poprzez “Zjeżdżalnie” docieramy do “Małej Sali”, która ma niemal okrągły kształt. Następnie wchodzimy do “Wielkiej Sali” zwanej także koncertową. Z racji na doskonałą akustykę faktycznie organizowane są tutaj koncerty symfoniczne! Cała jaskinia jest bardzo dobrze oświetlona różnymi kolorami. Punktowe źródła światła porozrzucane po różnych miejscach tworzą magiczny klimat. Chociaż z drugiej strony gdyby dodać trochę elementu tajemniczości – to by był sztos. Oczywiście od razu odłączyliśmy się od grupy eksplorując różne zakamarki i poukrywane przejścia 😀 Wykorzystaliśmy też małe zamieszanie, bo uzbierała się nawet spora grupa zwiedzających. Szkoda, że musieliśmy wychodzić razem ze wszystkimi, bo to miejsce skrywało sporo tajemnic i chętnie byśmy zerknęli w różne szczeliny czy korytarze 😀

Ah ten 2020 i maseczki na twarzy – jak dobrze, że już po wszystkim
Znowu włazimy gdzieś gdzie nie powinniśmy 😀

Oceń nasz artykuł!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *