Artykuł w skrócie:

W przerwie od Via Ferrat mieliśmy w planie mały trekking, który oczywiście skończył się konkretną wyprawą. Wodospady Martuljskie zachęciły nas swoim ogromem więc nie mogliśmy ich przeoczyć. Do tego szlak zapowiadał się naprawdę malowniczo – musieliśmy mieć go pośród naszych zdobyczy. Jak się okazało pogoń za przygodą zaprowadziła nas do wdrapywania się zamkniętymi ścieżkami, a także małej wspinaczki 😀 To wszystko dzień przed największą wyrypą – czyli Triglavem. Czy było warto? Pewnie! Ale po kolei…

Dzienna porcja pasztetu i można iść!

Gdzie zostawić samochód?

Po porządnym śniadaniu i kolejnym poparzeniu od kuchenki opuszczamy Depandansa Tina (nocleg oceniamy bardzo dobrze). Dosyć wcześnie meldujemy się na bezpłatnym parkingu – tutaj. Miejsca nie jest dużo i nawet we wrześniu połowa terenu była zajęta. Miejcie to na uwadze jeśli podróżujecie w sezonie. Wcześniej jeszcze wjechaliśmy w ulicę wcześniej ale to był błąd – to już część szlaku.

Parking przed trasą na wodospady

Na parkingu pochłaniamy tablicę informacyjną, która opisuje pobliskie szlaki i szczyty. Od razu ogarniamy gdzie już byliśmy, a gdzie dopiero będziemy 😀

Warto zatrzymać się na chwilę
I zobaczyć co jeszcze Was czeka 😀

Początek szlaku na dolny Wodospad Martuljek

Ruszamy asfaltową drogą od parkingu, a na rozwidleniu popadamy w dylemat gdzie skręcić. Do wyboru mieliśmy szlak prawidłowy ale dłuższy oraz trasę krótszą, choć według Google trzeba było lewitować nad rzeką. Oczywiście wybraliśmy opcję lewitacji, bo nie może być normalnie – tylko grubo!

Górskie widoki nigdy się nie nudzą!
Wkraczamy na teren Triglavskiego Parku Narodowego

Nasza trasa prowadziła przez koryto rzeki Martuljek więc liczyliśmy, że we wrześniu poskaczemy po kamieniach i przekroczymy leniwie płynący potok. W maju pewnie byśmy nie mieli tutaj podjazdu. Faktycznie trzeba było skakać żeby znaleźć się po drugiej stronie 😀 Kawałek dalej trafiliśmy jednak na strumień, którego już się nie dało tak łatwo pokonać. Szliśmy więc wzdłuż licząc, że kiedyś ktoś wpadł na równie wspaniały pomysł i zostawił po sobie ślad. Jaszczurowa intuicja nie zawiodła! Niedaleko znajdował się prymitywny ale solidny mostek z drzewa 😀 Yeah!

Jaszczur zawsze da radę 😀
Ktoś nieźle nam pomógł!

Nie wiedząc czy jesteśmy w sumie na jakimś szlaku kierowaliśmy się dalej z mapą. Jakieś 500 metrów przeszliśmy leśną ścieżką wśród zarośli aż dotarliśmy do złączenia szlaków – czyli tu gdzie normalnie byśmy dotarli idąc prawidłową ścieżką.  

Ścieżka do złączenia szlaków

Pomniejsze wodospady i tajemnicze kamienie

Złączenie szlaków ma miejsce przy moście. Z tego punktu jest świetny widok na rzekę Martujlek i małe wodospady. Ah ten kolor wody 😀 Na pierwszym wodospadzie jest mały murek więc gdy jedna osoba zostanie na mostku to może strzelić niezłą fotkę tej drugiej na murku. Taki sam zabieg można zrobić przy kolejnym.

W takim tempie daleko nie dojdziemy 😀

Kawałek dalej wpadliśmy na nietypowe odkrycie. Ludzie zwykli zostawiać wieżyczkę z kamieni jako dowód swojej obecności na szlaku. Takie wieże znaleźliśmy i tutaj ale… w nienormalnej liczbie 😀 To było dosłownie całe pole kamiennych układanek. Wyglądało jak jakaś budowla zostawiano przez kosmitów, którzy chcieli dać znak o swoim istnieniu 😀 Nie mogliśmy się napatrzeć. Jednocześnie dziwny i pasjonujący widok.

Dolny Wodospad Martuljek

Dalsza część szlaku była jeszcze bardziej malownicza. Leniwie płynąca rzeczka w zielonym kanonie. Parę schodków, leśna ścieżka i brak tłumów. Świetne miejsce na spokojny spacer poza sezonem. Po liczbie kamiennych wieżyczek można stwierdzić, że ta lokacja musi być często odwiedzana w najcieplejszych miesiącach.

Drugi dzień w Słowenii, a już jesteśmy zakochani w tym kraju

W końcu droga doprowadziła nas do mostu i większych schodów. Tuż po ich przejściu wyłonił się pierwszy Wodospad Martuljek. Trzeba przyznać, że jest całkiem spory i urokliwie położony. Można go obserwować z małej platformy, która prowadzi do dalszej części szlaku. Do tego miejsca nie było żadnych trudności – najlepsze dopiero przed nami 😀

Za mostkiem wyłania się pierwszy wodospad
Udało się! Dolny Wodospad Martuljek!

Szlak do Górnego Wodospadu Martuljek

Kawałek dalej znajduje się punkt widokowy z którego możemy oglądać dolny wodospad pod innym kątem. Za tym miejscem szlak zmienia swoje oblicze. Robi się nieco bardziej stromo i pojawia ścieżka ze śliskimi kamieniami. Momentami przepływa przez nią strumień wody – trzeba uważać, bo serio jest ślisko i nie mamy za dużo miejsca na manewry. Buty z dobrą podeszwą mile widziane! Ciekawe czy można tym szlakiem przejść gdy jest więcej wody.

Po rozległych korzeniach docieramy do głównej drogi, która ma charakter nierównych kamieni. Znajdziemy tutaj kilka drogowskazów wskazujących na górny wodospad. Kierując się tą trasą dotarliśmy do rozwidlenia gdzie wisiała tabliczka informacyjna. Według niej szlak “mountain path” był tymczasowo zamknięty więc udawaliśmy, że tej tabliczki wcale tutaj nie ma 😀 Oj tam zamknięty od razu. Zresztą nie wiadomo czy droga na wodospad to właśnie ten mountain path 😀 Pod ostrzeżeniem widniał jeszcze dopisek “ZA AK”. Przy rozwidleniu jedna odnoga prowadzi do Brunarica Pri Ignotu, a druga dalej na wodospad.

Wchodzimy na główny szlak
I odbijamy na drugi wodospad
Limity nie obowiązują mnie 😀

Chwilę później dowiedzieliśmy się dlaczego szlak jest zamknięty 😀 Albo przeszło tędy tornado albo miała miejsce jakaś wycinka. Na drodze leżała masa powalonych drzew. Podjęliśmy próbę przedarcia się przez pnie i gałęzie ale dotarliśmy do martwego punktu. Nie daliśmy jednak za wygraną! Chwila poszukiwań i udało się obejść drzewa od lewej strony. Przejście przez taki teren z powalonymi drzewami zalecamy wyłącznie jeśli orientujecie się dobrze w terenie – łatwo zgubić drogę. Prowizoryczną ścieżką weszliśmy w okolice szlaku, który jednak totalnie się rozmył. Nieco błotnistą ziemią dotarliśmy do wzniesienia. Tutaj spotkaliśmy też innych podróżników – jak widać nie tylko my zignorowaliśmy zakaz 😛

No dobra, tędy nie da rady 🙁
“Mleczyk, ostatni w tym sezonie” – Sid (Epoka Lodowcowa)
Grząski teren!

Podejście wzniesieniem dzieliło nas od powrotu na szlak. W tym momencie odbyliśmy klasyczną dyskusję jaszczurową w którą stronę powinniśmy iść, bo każdy miał swoje zdanie. Norbert mówił w prawo, Łukasz w lewo. Nie pozostało nic innego jak znowu się rozdzielić 😀 Najpierw trzeba było jednak wejść po śliskiej i miękkiej glebie do góry. Gdyby nie wiszące gałęzie to byłoby ciężko! O wywrotkę było bardzo łatwo. Tym razem Norbert miał rację – odbijając w prawo wróciliśmy na szlak.

Od tego miejsca trasa prowadziła leśną ścieżką – głównie do góry. Według mapy byliśmy już blisko ale wędrówka nieco się dłużyła. Po drodze minęliśmy jeszcze kilka osób, które już wracały. Jednocześnie staraliśmy się nie zgubić pary podróżników, bo mieli już swoje lata, a szlak dawał się we znaki – korzenie, kamienie, nierówności. Na dwóch odcinkach poprowadzono nawet metalowy kabel jak od Via Ferraty.

Nawet mamy kawałek kabla

W końcu doszliśmy do rozwidlenia dróg i drogowskazu. Jedna droga prowadziła do wodospadu, a druga do tajemniczego Za Ak i miała zająć 30 minut. Hmmm, może to jest właśnie to “mountain path”, które było na zakazie. Z drugiej strony, czym jest Za Ak?!

Górny Wodospad Martuljek

Odbiliśmy na wodospad, a trasa ponownie doprowadziła nas do rzeki. Przekroczyliśmy metalowy mostek z którego rozciąga się piękny widok, wspięliśmy się po kilku głazach i stanęliśmy przed celem naszej wędrówki! Dojście do tego miejsca z parkingu zajęło nam około dwóch godzin. Wodospad prezentuje się epicko, a spadająca woda z dużym hukiem odbija się od kamiennych ścian. Do tego ta piękna panorama! Świetne miejsce na mały przystanek i pobycie blisko natury.

Powoli docieramy do celu
Co za panorama!
Jest i on – górny Wodospad Martuljek!

Podejście pod sam wodospad

My jednak nie zamierzaliśmy się zatrzymywać! Jeszcze na moście przyuważyliśmy kilka osób schodzących po kablu z pobliskiej ściany. Faktycznie z lewej strony znajdowało się przejście – ukryte między skałami. Wątpliwej jakości kabel i kotwy przeczyły poczuciu bezpieczeństwa, dlatego tam poszliśmy. Podejście jest strome więc zalecamy ostrożność. Mamy tutaj pełną ekspozycję i ciasną szczelinę. Osoby czujące się niepewnie nie powinny się tutaj wybierać. Możecie też zabrać ze sobą sprzęt od Via Ferraty – przyda się na tym krótkim odcinku. My wspięliśmy się na przypale ale ewentualny upadek to raczej droga w jedną stronę ku światłu w tunelu 😀

Następnie trzeba było zejść kilkoma kotwami w dół, przeskoczyć strumień i stanęliśmy pod jedną z kaskad wodospadu. Woda uderzała z dużym hukiem, a unosząca się bryza momentami zmoczyła nam ubrania 😀 Zdążyliśmy zrobić kilka zdjęć i byliśmy cali mokrzy! Nie żałujemy, bo było warto. Świetne przeżycie i fantastyczne miejsce w kolekcji 😀

I już cały przemoczony 😀
Teraz trzeba wrócić tą samą drogą

Tajemniczy szlak Za Ak

Zrobiliśmy małą przerwę i wróciliśmy do rozwidlenia szlaków. Nie można było zostawić zagadki nie rozwiązanej! Czas naglił ale nie mogliśmy odpuścić. Liczyliśmy, że tajemnicza droga Za Ak doprowadzi nas do górnej sekcji wodospadu. Trekking zaczął się mega stromo i wydawał się nie mieć końca. Cali zlani potem cisnęliśmy w górę, a mieliśmy oszczędzać siły, bo kolejnego dnia czekało nas wejście na Triglav 😀

Czym jest Za Ak?!

Dotarliśmy aż do pionowej ściany najbliższej góry. Przeszliśmy przez wątpliwe kładki i wąskie ścieżki nad urwiskiem. Minęliśmy małą sekcję z kotwami. Szlak nie był bezpieczny i zdawał się nie mieć końca. Przez chwilę znowu słyszeliśmy huk wodospadu ale szybko zaczęliśmy się od niego oddalać. W pewnym momencie oznaczenia się skończyły – albo zgubiliśmy drogę pośród drzew.

Zaraz dojdziemy do Triglavu
Kładka jakości starego drzewa
Idealny zakręt na fotkę
Czego to nie wymyślą po drodze

Szlak Za Ak doprowadził nas do pięknej doliny – iście malowniczej, niczym z bajki. Niestety to było jedyne co nas czekało. Nie ukrywamy – mocno się zawiedliśmy, bo po takiej wyrypie w górę liczyliśmy na jakiś ekstras! W skrócie – nie idźcie tą drogą, już to za Was zrobiliśmy 😀 Chyba, że czegoś nie wiemy i przegapiliśmy jakiś bajer! Dokładnie doszliśmy do tego miejsca.

Tutaj zakończyliśmy naszą wędrówkę

Powrót na parking

Droga powrotna wyglądała dokładnie tak samo. Zmieniliśmy nieco zejście przy błotnistym wzniesieniu i powalonych drzewach – jakoś szybciej i płynniej przeszliśmy ten odcinek więc musieliśmy coś pomylić idąc w górę 😀 Promienie słońca perfekcyjnie trafiały do kanionu dając nam szansę na piękne zdjęcia. Nie można się napatrzeć!

Co za magia kolorów!
I jak tu się nie zakochać
Perfekcyjna polana – zero filtra na zdjeciu

Polecamy każdemu poświęcenie godziny czy dwóch i dojście chociaż do pierwszego wodospadu. Szlak Was nie zawiedzie – zarówno jeśli chodzi o widoki jak i różnorodność trasy. Dla chętnych zostaje drugi wodospad – tutaj już trzeba włożyć trochę wysiłku. Jaszczur zachęca 😀

W nagrodę pożywny i zdrowy obiad (Łukasz wylał połowę na siebie)

Oceń nasz artykuł!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *