Rumunia Zamek Corvin Hunedoara

Artykuł w skrócie:

W największą żarówę czyli chwilę po 12 dojeżdżamy do Deva i parkujemy pod samą twierdzą. Obok stoi rozstawiona scena, a my już żałujemy, że nie załapiemy albo nie załapaliśmy się na jakiś rumuński festiwal 😀 Pozostało zapłacić za miejsce parkingowe i wskakiwać w kolejkę ale niestety żadna karta SIM nie zadziałała z SMSem (polski Play i rumuński Orange), którym płaci się za postój. Zapytaliśmy o pomoc i stało się coś co rzadko się dzieje – czyli nie dość, że pomoc znaleźliśmy to jeszcze ktoś zapłacił za nas i nie chciał nic w zamian. Takie momenty przywracają wiarę w ludzi! Zrobiliśmy zdjęcie SMSa i pognaliśmy zdobywać twierdzę w Deva.

Kolejka z daleka wygląda mega fajnie 😀
0.25 euro za godzinę parkingu, niestety polskie karty SIM nie działały

Kolejka na twierdzę w Deva – czyli gwóźdź programu

Normalnie weszli byśmy na piechotę, bo to tylko 371 metry pod górę jednak zaplanowane na kolejny dzień szlaki w górach podpowiadały żeby jechać kolejką. Trzeba przyznać, że wyglądała ona na niezły bajer, bo zbudowano ją pod mega ostrym kątem. Taką jeszcze nie jechaliśmy!

Uiszczamy więc opłatę za bilet w obie strony (20 LEI za osobę) i czekamy na swoją turę. Kolejka nie osiąga ogromnych prędkości jednak przejażdżka daje trochę adrenaliny, bo kąt jest serio ostry, a potem trasa robi się jeszcze bardziej stroma! Jak patrzy się w dół to jedyne co przychodzi na myśl to obliczenia jak szybko by się spadało w razie awarii 😀 Nie da się też ukryć, że ogromną robotę robi widok, bo z każdym metrem do góry staje się coraz lepszy. Podróż kolejką trwa około 2 minuty.

Widok z kolejki na miasto Deva i okolice

Cytadela w Deva – kawał ruin z ładnym widokiem

Po dojechaniu na górę możemy obrać kierunek w prawo albo w lewo – finalnie i tak skończymy w tym samym punkcie czyli przy stacji kolejki. Wędrówkę zaczynamy wokół murów i tutaj trzeba przyznać, że widok z twierdzy jest naprawdę dobry. Przy ładnej pogodzie widać stąd kawał Rumunii 😀 Rozległe niziny ciągną się aż po horyzont gdzie łączą się z oddalonymi górami. Teren dookoła zamku stanowi rezerwat, w którym spotkać można żmiję rogatą – tak, to kuzynka żmii nosorogiej i też jest jadowita! W zamku są nawet porozwieszane plakaty z ostrzeżeniami :O No ale węże wężami, a my klasycznie musimy się wdrapać na samą górę żeby zaliczyć najlepszy punkt widokowy.

Z twierdzy jest widok aż po horyzont
Oby dało się tam wejść 😀

Wchodzimy w głąb murów i eksplorujemy dostępne pomieszczenia. Zamek jest jednak częściowo odrestaurowany i nie znajdziemy tutaj, a przynajmniej nie znaleźliśmy jakichś ciekawych, podejrzanych pomieszczeń albo tuneli jak to miało miejsce w Szkodrze. Próbujemy więc dostać się do centralnej części, która jest najwyższa i tutaj całujemy klamkę zamkniętej bramy 🙁 Koniec przygody, to by było na tyle! Podsumowując – ładny widok dookoła i nic więcej. Na niedzielny spacer albo dla pasjonatów historii okej ale dla jaszczura to niestety niewypał. My potrzebujemy emocji i wrażeń! Albo przynajmniej zrobić coś głupiego 😀 Jedynie kolejka skradła show.

I już pomykamy wewnątrz murów
Zamknięta brama, a na niej ogłoszenie o wężach 😀
Mury, mury i jeszcze więcej murów
W teorii dało się na lewo tam wdrapać… 😀 Gdyby obiekt był opuszczony
Dobre miejsce na zdjęcie
Koniec zabawy, nic tu po nas

Twierdza w Deva była początkowo siedzibą Daków i nosiła nazwę Singidava. W roku 106 trafiła w ręce rzymian. Aktualne mury są mieszanką z XIII i XVII wieku – wtedy miejsce rozstało rozbudowane przez księcia Gabriela Bethlena. Stojące dziś pozostałości murów oraz zabudowań są skutkiem wielkiego bum! Twierdza wyleciała w powietrze w 1849 roku na skutek eksplozji amunicji.

Przy okazji nawet obiad był niewypałem. Spontanicznie wjechaliśmy do restauracji Cocosul de Aur. O ile tochitura była przystępna tak zamówiona przez Łukasza jagnięcina wyglądała jakby ją wyciągnęli z piwnic twierdzy, którą właśnie zwiedzaliśmy. Ocena 4.0 nie kłamie. Za dwa dania, dwie sałatki i napoje zapłaciliśmy 93 LEI.

Tochitura na zawsze w naszych sercach
I biedna jagnięcina Łukasza 😀

Zamek Korwin w Hunedoarze – turystyczny hit Rumunii

Dzień się jeszcze nie skończył więc pełną parą zasuwamy do Hunedoary żeby zaliczyć kolejny zamek – ikonę Transylwanii, która dzisiaj stoi otoczona ciężkim przemysłem. Pobliska huta, która swoją drogą już nie działa i wznoszące się dookoła kominy nieco psują aranżację tego miejsca 😀 W drodze do kas miniemy sporo straganów z wszelkiego rodzaju pamiątkami, czy nazywając rzeczy po imieniu duperelami z Chin.

Brama prowadząca do zamku w Hunedoarze

Zamek Korwin w Hunedoarze prezentuje się majestatycznie i wręcz bajkowo. Trzeba przyznać, że to chyba jedna z najbardziej malowniczych twierdz jakie widzieliśmy, jakby rodem wyciągnięta z jakiejś produkcji filmowej. Brakuje tylko widoku karety ze Shrekiem jadącej do Zasiedmiogórogrodu i tej charakterystycznej muzyczki w tle 😀 Obiekt świetnie wygląda na zdjęciach więc nie oszczędzajcie pamięci w telefonach. Prowadzący do zamku most nadaje się też świetnie na ujęcia z kamery.

No i to jest porządny zamek!
I jest nawet książę z bajki 😀
I dobry ziomek z bajki 😀

Podchodzimy do kasy i dostajemy kolejnego już tego dnia strzała w twarz. Według rozpiski bilet to 30 LEI, zgoda na nagrywanie 15 LEI, a zgoda na zdjęcia 5 LEI (stan na wrzesień 2021). Czyli wychodzi jakaś stówka na dwie osoby! Wcześniej czytaliśmy, że we wnętrzu nie znajduje się zbyt wiele i podejrzewaliśmy, że raczej nie będzie można pochodzić po jakichś podejrzanych korytarzach tylko wszystko będzie ładnie zaaranżowane. Podjęliśmy więc decyzję żeby odpuścić sobie wchodzenie do środka.

Zamek jest serio malowniczy
Jedna z najładniejszych budowli w Rumunii

Aktualnie na oficjalnej stronie zamku bilet online kosztuje około 3 euro ale nie da się go kupić klikając w przycisk. Pisząc ten artykuł natknęliśmy się też na informację, że kasa znajduje się w bramie za mostem, a my podeszliśmy do jakiejś budki przed mostem! Może zrobiliśmy coś źle i to nie był oficjalny punkt sprzedaży biletów? :O Dajcie znak jeśli wiecie!

Pozostało więc nam przysiąść na chwilę, nacieszyć się świetnym widokiem i porobić zdjęcia. Jeśli jesteście fascynatami średniowiecznych zabudowań to będziecie wniebowzięci. Jeśli jednak to nie jest do końca Wasz target ale i tak macie Zamek Korwin na trasie to warto zatrzymać się nawet dla widoku z zewnątrz, faktycznie jest to majestatyczna budowla! Niemal 40.000 opinii nie wzięło się też znikąd, to bardzo popularne miejsce i domyślamy się, że pojawia się tutaj sporo wycieczek.

Nie zostawimy Was bez skrawka historii 😀 Zanim powstała aktualna wersja zamku w Hunedoarze stała tutaj XIV wieczny kasztel. Konkretną rozbudową i fortyfikacją twierdzy zajął się Iancu Hunedoara, syn wołoskiego kniazia. Następnie obiekt trafił w ręce jego syna – Macieja Korwina, późniejszego króla Węgier. Przechodząc z rąk do rąk zamek w Hunedoarze był rozbudowywany i upiększany stając się ikoną Transylwanii i dumą węgierskich rodów. Aktualnie jego styl można określić jako późnogotycki. Pośród detali znajdziemy rodzinne herby – najważniejszym z nich jest ten przedstawiający kruka, który trzyma w dziobie pierścień.

Szybki transfer do Hateg i kolejny szpital

Udało nam się jeszcze dojechać do ostatniego, większego miasta przed Parkiem Narodowym Retezat, który był naszym celem na kolejny dzień. Zatrzymaliśmy się w Hateg, a dokładne w Casa Mihai. Wyskoczyliśmy też na szybką pizzę do Red Garden i nie była to tragedia, a nawet było spoko 😀 Przy okazji byliśmy świadkami wymyślnej, rumuńskiej inżynierii! Do tego czekała nas jeszcze wyprawa do pobliskiego szpitala, bo Norbert znalazł kleszcza, który prawdopodobnie pochodził jeszcze z kanionu Sighistel. W Spitalul Orasenesc udzielono nam pomocy za darmo od ręki! Więcej nerwów było z dojechaniem do niego samochodem w wykonaniu Norberta, bo Łukasz zdążył już zatankować rumuńskie piwko 😀 Pozostało już tylko przygotować się na kolejny dzień, który stał się przygodą wspominaną przez nas do dzisiaj. Czekała na nas piękna Peleaga. Ahoj!  

Pokój w Casa Mihai, nie ma się do czego przyczepić – do tego kuchnia do wspólnego użytku ale byliśmy tylko my
Popis rumuńskiej inżynierii 😀
Jeszcze nie wiedzieliśmy wtedy, że w Rumunii będziemy jeść głównie pizzę
Ford po kilku dniach jeżdżenia po dzikich miejscach 😀
Świetne piwko smakowe dostępne w marketach
A tutaj nasz profesjonalny sprzęt górski na kolejny dzień – czyli nic 😀
Rumunia Plan Wycieczki Wakacje
Jaszczur Podróżnik YouTube Subskrypcja

Oceń naszą relację!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *