Kanion Sighistel – trekking w głąb lasu i jaskiń
Artykuł w skrócie:
- Długi początek wędrówki w Kanionie Sighistel
- Trekking w kanionie i Pestera Dracoaia
- Kanion Sighistel – co kryje na samym końcu? A właściwie to początku
- Podsumowanie trekkingu
Kolejny dzień rumuńskiej przygody to kolejny dzień latania po dzikich lasach 😀 Jedni zwiedzają miasta, a inni łapią kleszcze w zaroślach! Robiąc research znaleźliśmy zdjęcia z mega zielonego kanionu, który wyglądał jak coś co nie jest często odwiedzane. Miejscówka o nazwie Sighistel Canyon idealnie wpasowała się w naszą trasę i już 14 września 2021 zameldowaliśmy się na początku szlaku. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze spontanicznie do przydrożnego baru La Danut gdzie opędzlowaliśmy ze smakiem kiełbę na śniadanie 😀
Długi początek wędrówki w Kanionie Sighistel
Manewrujemy autem po wąskich uliczkach miasteczka Sighistel. Zabudowania jak i cały kanion rozciągają się wzdłuż rzeki o tej samej nazwie. Naszym celem w GPSie był punk o nazwie Valea Sighistelului. Początkowo trzymaliśmy się lewego brzegu lecz dojechaliśmy do ślepej uliczki więc przetransportowaliśmy się na prawy brzeg gdzie faktycznie były zaparkowane samochody, w tym jeden z Polski 😀 widzieliśmy nawet w oddali jak ktoś z niego już wędruje w stronę kanionu.
Doszliśmy do większej polany gdzie wypatrzyliśmy, że jednak droga od drugiej strony była więc musieliśmy gdzieś źle skręcić. Da się więc zacząć wędrówkę od obu stron. Zaczęliśmy też trochę nabierać obaw, bo pastwiska były wypełnione zwierzakami, a dookoła kręciło się sporo psów bez pasterzy – chcąc nie chcąc trzeba było więc nieść w ręce kontrolny kamień.
Tak czy siak skacząc przez rzeczkę trzeba było się przetransportować na lewo 😀 W akompaniamencie kolejnych piesków dotarliśmy do tablicy informacyjnej, która jednak nie dawała żadnych informacji na temat kanionu – jedynie o kilku wybranych jaskiniach. Tutaj zaczynała się faktyczna wędrówka w głąb lasu, zarośla zakryły słoneczne promienie i zaczęło się robić tajemniczo 😀 W pewnym momencie minęliśmy drzwi wmontowane w skałę i leżące obok rury. Jakby w środku znajdowała się jakaś przepompownia :O Rzeka się zwężała, a na drzewach pojawiły się pierwsze oznaczenia niebieskiego trójkąta – to znak, że jesteśmy na szlaku!
Trekking w kanionie i Pestera Dracoaia
Na początku oczywiście zaglądaliśmy w każdą dziurę w skale 😀 Niektóre były przykryte bluszczem lub inną, nieznaną nam roślinnością. Jednak im bardziej prosiaczek zaglądał do środka tym bardziej puchatka tam nie było! Trasa przeciągnęła nas chyba 15 razy z jednej strony brzegu na drugą, co chwilę musieliśmy skakać po kamieniach żeby nie zmoczyć od razu butów z samego rana. Szlak robił się coraz bardziej mroczny, pokonaliśmy masę krzaków, połamanych drzew i głazów co bardzo lubimy 😀 Proponujemy jednak mieć tutaj długie spodnie, bo po prostu wygodniej jest wtedy przełazić przez zarośla.
Trekking robił się trochę monotonny, trasa wyglądała cały czas tak samo, chyba spodziewaliśmy się trochę większej przygody i cięższego szlaku. Dotarliśmy w końcu do odnogi szlaku. Zakręt w prawo prowadził do miejsca Pestera Dracoaia co można przetłumaczyć jako Jaskinia Smoka… i tyle z naszego info, bo oczywiście wszystkie tabliczki na początku olaliśmy 😀 Na szczęście przy wejściu była dodatkowa adnotacja dotycząca nietoperzy – dosyć istotna w czasach covida!
Łukasz odważył się wejść do jaskini z której od razu powiało zimnem. Duży portal szybko się zwężał i momentalnie zrobiło się ciemno – nie pomagała już latarka z telefonu. Dookoła coraz bardziej było słychać odgłosy nietoperzy i to zaczynał być dobry moment żeby się wycofać aby nie obudzić całej grupy! Niestety nic ciekawego w środku się nie znajdowało (do tego momentu).
Kanion Sighistel – co kryje na samym końcu? A właściwie to początku
Dalsza droga upłynęła podobnie – kamieniste przejścia korytem rzeczki, przeskakiwanie z brzegu na brzeg, połamane drzewa. Przepiękna zieleń i dzika natura zawsze robi na nas wrażenie ale chcieliśmy już dotrzeć do miejsca ze zdjęć. W tym momencie, gdzieś w okolicy Magura Cave zetknęliśmy się z parą z Polski. Mega sympatyczni ludzie schodzili… z góry :O Ponoć chcieli zboczyć z kanionu i przejść dalej inną ścieżką i faktycznie na mapie Google można zobaczyć, że w pewnym momencie nad kanionem jest biała droga. Tak jak my byli trochę znudzeni trasą i w tym momencie postanowili zawrócić. Jaszczury jednak zdeterminowane poszły dalej!
I jak na zawołanie dalej zaczęło się rozkręcać! Przewalone drzewa zagradzały dalsze przejście i trzeba było skakać. Kanion momentalnie zrobił się bardzo wąski i otaczały nas już tylko dwie skały. Po środku nadal płynęła rzeczka i teraz już trzeba było bardzo uważać żeby do niej nie wpaść. Niestety Łukasz sprawdził temperaturę wody całą stopą 😀
Od tego momentu zrobił się w końcu porządny trekking pełen naturalnych przeszkód. Chodząc po kłodach i pniach wdzieraliśmy się dalej w głąb wąwozu. Źródło przestało biec i zostały już tylko przewalone drzewa, które zagradzały całe przejście. W pewnym momencie stanowiły jedyny mostek nad dziurą w ziemi 😀 Dosłownie kilka kroków dzieliło nas od końca i finalnie dotarliśmy do miejsca gdzie nie dało się już dalej przejść. Znaleźliśmy tutaj całą masę poukładanych kamyków – tak jak to robi się w górach aby przekazać „tutaj byłem”.
Według mapy doszliśmy do punktu o nazwie Valea Sighistelului choć podejrzewamy, że byliśmy kilka kroków dalej. Przejście kanionu we wrześniu było ponoć łatwiejsze z racji na wyschniętą rzekę. W opiniach Google można znaleźć informacje, że niektórzy brodzili tutaj po kolana! Kolejne dzikie miejsce na Ziemi zaliczone. Ahoj przygodo!
Podsumowanie trekkingu
Swoją wędrówkę zaczęliśmy równo o 12, a do końca kanioniu Sighistel doszliśmy chwilę przed 14. Powrót w turbo tempie już bez patrzenia czy zmoczymy buty zajął nam godzinę 😀 Wyrobiliśmy się więc w wystarczającym czasie aby jeszcze zaliczyć kilka miejscówek w Parku Narodowym Apuseni, a dokładnie dwóch jaskiń, o których przeczytacie w następnym wpisie.
Kanion Sighistel ma około 9 kilometrów i prowadzi przez płynącą rzekę, która w miesiącach suchych nie stanowi większego problemu. Gdy jednak jest więcej wody musimy być przygotowani na brodzenie w strumieniu 😀 Ponoć wtedy w niektórych miejscach tworzą się wodospady. Największy z nich, bo 7-metrowy znajduje się na końcu szlaku. W naszym przypadku niestety był wyschnięty. Dalsza wędrówka jest możliwa tylko w przypadku wspinaczki. Na terenie wąwozu doliczono się około 200 jaskiń jednak nie każda jest dostępna dla zwiedzających. Ponoć jedna z nich – Pestera Corbasca kryje w sobie kryształowe jezioro. Niestety nie można jej zlokalizować na mapie.
Sam trekking jest fajną opcją na spędzenie kilku godzin w miejscu odosobnionym, dzikim i pełnym zieleni. Nie spotkacie tutaj tłumów, a przynajmniej nie powinniście, bo nie jest to popularne miejsce. Jeśli lubicie leśne wędrówki z przeszkodami to zachęcamy do wejścia na szlak! Jeśli jednak nudzą Was takie klimaty to szybko dopadnie Was monotonia bowiem na końcu nie będzie czekać na Was nic spektakularnego 😀 Nas kręcą takie klimaty i chętnie zaliczylibyśmy ten szlak gdy jest więcej wody! Jedno jest pewne – zabierzcie dobre buty trekkingowe, bo podłoże co chwile jest inne. Nierówności czekają na każdym kroku, od kamieni po korzenie i kłody.