Peleaga w jeden dzień – przygoda i opis szlaku
Artykuł w skrócie:
- Informacje o szlaku
- Dojazd do Carnic
- Niebieski szlak – odcinek z parkingu do Cabana Gentiana
- Niebieski szlak – odcinek z Caban Gentiana do Lacul Bucura
- Czerwony szlak – Custura Bucueri i bardzo mądra decyzja
- Varful Peleaga – stoimy na szczycie
- Powrót do skrzyżowania szlaków
- Zejście do Carnic i kolana do wymiany
- Powrót i nocleg
- Podsumowanie
Informacje o szlaku
Nazwa szczytu/trasy: Peleaga
Termin wejścia: 16 września 2021
Warunki: Słońce, lekkie zachmurzenie
Szlak: Szlak z niebieską kreską, niebieskim trójkątem i czerwoną kreską
Wyjście i powrót: 9:30 – 20:00
Status: Udane
Dojazd do Carnic
16 września 2021 – nadajemy z Hateg, gdzie właśnie wybija 8:00, a my zaczynamy przygotowania do jednego z najdłuższych szlaków jaki zrobiliśmy. Tego dnia mamy w planach dotrzeć do szczytu Peleaga położonego w Parku Narodowym Retezat, a przynajmniej planowaliśmy dostać się do jeziora Bucura. Wstrzeliliśmy się w konkretne okienko pogodowe. Nasz profesjonalny sprzęt na górskie wędrówki obejmował wtedy adidasy i tanie buty trekkingowe więc dobrze, że słońce zdecydowało nas odwiedzić. Na szczęście przygotowanie było lepsze, bo zrobiliśmy wcześniej mały research i wiedzieliśmy jakimi szlakami się kierować. Nie mogliśmy jedynie znaleźć przybliżonego czasu takiej trasy.
Początek trekkingu na Peleagę ma swoje miejsce w Carnic. Przed rozpoczęciem niebieskiego szlaku znajduje się mały parking (jedziemy po prostu przed siebie i docieramy do tabliczki i parkingu) i nikt nie pobierał za niego opłaty. Również za wejście na teren Parku Narodowego nie było gdzie zapłacić. Jeśli bilet kupowałby się poprzez SMS to niestety polska i rumuńska karta i tak nie działała, podobnie jak przy parkingu w Deva. Jadąc z Hateg dotarliśmy tutaj około godziny 9:00, a 9:30 weszliśmy na szlak. Jak okaże w dalszej części – była to zbyt późna godzina 😀 Polecamy podjechać tutaj wcześniej, czeka na Was bowiem nie lada wędrówka! Na parkingu stała przyczepa campingowa z Polski i już wiedzieliśmy, że nie będziemy sami na trasie!
Niebieski szlak – odcinek z parkingu do Cabana Gentiana
Przygoda z Peleagą zaczyna się na szlaku z oznaczeniem niebieskiego paska. Tutaj przyjdzie nam dreptać około godzinę po nierównej, kamienistej drodze. Na mapie można ją znaleźć z numerem 667A. Wędrówka po tym podłożu nie jest przyjemna, każdy kamień jest inny i mając tylko adidasy czujecie jak martwa natura chce żeby Wasze stopy też były martwe 😀 Idąc tą drogą prawdopodobnie usłyszycie w tle płynącą wodę, ponieważ niedaleko znajduje się Cascada Lolaia. Pominęliśmy jednak ten punkt z racji, że kawałek dalej będzie kolejny wodospad. Kierujemy się lekko pod górkę i szlak niebieskiego paska żegnamy przy uroczym mostku.
Cascada Maria Magdalena
W tym miejscu wchodzimy na szlak oznaczony niebieskim trójkątem. Znajdziemy tutaj tabliczkę z informacją, że do Cabana Gentiana zostało nam około półtora godziny drogi co jest rzeczywistym czasem. Przechodząc przez most wkraczamy na wąską, leśną ścieżkę, która dalej rozpieszcza nas kamieniami 😀 W końcu docieramy do otwartego lasu i droga robi się bardziej łagodna. Cały czas idziemy lekko do góry. Jak podczas naszych poprzednich trekkingów szlaki były czasem średnio oznaczone tak tutaj znak jest praktycznie na każdym drzewie 😀 Szukając orientacyjnego punktu na mapie Google właśnie znajdujecie się mniej więcej tutaj.
Kawałek za wielkimi, płaskimi kamieniami znajduje się mały wodospad o nazwie Cascada Maria Magdalena. To dobre miejsce na łyk wody i szybkie zdjęcie 😀 Zaraz za nim szlak zaczyna kierować się nieco bardziej w górę i znowu czekają na nas kamienie. Serio weźcie wygodne buty!
Odpoczynek w Cabana Gentiana
Przejście od mostu do schroniska zajęło nam około godzinę. Wychodzimy z leśnego cienia i uderza nas zieleń otaczająca drewniany dom. Na samym wstępie znajdziecie drogowskaz z informacją, że dotarcie z tego miejsca do Lacul Bucura to przybliżony czas 3 godzin. Mając na zegarku godzinę 11:30 powoli zaczęliśmy wątpić w powodzenie misji o nazwie Peleaga, a bardziej realne stawało się dotarcie do jeziora 😀 Nie chcieliśmy wracać nocą po rumuńskim lesie choć w sumie przygotowaliśmy latarki na taką ewentualność. Lepiej jednak nie kusić żyjących tutaj niedźwiedzi!
W schronisku Cabana Gentiana znajdziecie miejsce na posiłek więc to dobry moment na przerwę. Można także kupić napoje – choć wiadomo, że swoje kosztują. Szczególną uwagę przyciąga tablica z naklejkami. Mamy nadzieję, że cały czas wisi na niej nalepka Jaszczura Podróżnika! Jeśli ją znajdziecie to dajcie nam znak 😀 W tym miejscu minęliśmy się także z parą z Polski.
Niebieski szlak – odcinek z Caban Gentiana do Lacul Bucura
W tym miejscu dopiero zaczyna się zabawa! Wchodzimy ponownie na szlak niebieskiej kreski i powoli kierujemy się ku górze. Od schroniska ciągnie się wąska, kamienista ścieżka między kosodrzewiną. Każdy kamień jest inny, a podeszwa adidasa zbiera wszystkie nierówności. Uważajcie żeby nie skręcić kostki, bo na tym odcinku jest o to bardzo łatwo!
Szlak jest dobrze oznaczony choć czasem trzeba popatrzeć na kamienie żeby nie odbić w złą stronę. Po drodze natraficie na mały mostek, a przez część trasy będzie Wam towarzyszył potok. Choć trasa się trochę dłuży to widoki wynagradzają wszystko! Tutaj jest po prostu pięknie 😀
Jeśli złapie Was pragnienie, a zapasy wody już dawno wyparowały to mamy złą wiadomość. Robiąc rozeznanie natrafiliśmy na informację, że picie wody w płynących strumyków w Parku Narodowym Retezat jest zakazane z racji na wypas bydła.
Na terenie Parku Narodowego Retezat nie ma pozwolenia na wypas owiec. Czym to skutkuje? Tym, że nie musicie się obawiać psów pasterskich 😊 Nie trzeba nosić awaryjnego kamienia.
W końcu wychodzimy z kosodrzewiny i docieramy do rozległej polany. Tutaj widoki robią się jeszcze lepsze, bo przed nami rozciąga się pejzaż pobliskich szczytów – czyli pasma górskiego Retezat w Karpatach Południowych. Patrząc w tył dociera do człowieka ile już przeszedł, a przed siebie jak dużo jeszcze zostało! Kawał polany do pokonania, potem podejście do grani, a następnie dopiero szczyt, którego z tego miejsca nawet nie widać ale w tym momencie jeszcze tego nie wiedzieliśmy 😀
Piękne jeziorko Taul Pietrele
Kierujemy się dalej szlakiem niebieskiej kreski. Stopy mogą trochę odpocząć, bo w dużej mierze idziemy po trawie lub ziemi, choć niestety całkowicie bez kamieni się nie obejdzie 😀 Czasem przyjdzie nam przeskoczyć mały strumień, a czasem przejść kamiennym mostem na drugi brzeg strumyka. Dobra zabawa! Chwilę przed 13 docieramy do kolejnego, charakterystycznego punktu – Taul Pietrele więc czas jest dobry!
Brawo, właśnie doszliście na wysokość 1990 metrów! Jeśli nigdy wcześniej nie dotarliście do 2000 to wystarczy jeszcze 10 i rekord pobity 😀 Jezioro jest krystalicznie czyste, a w jego tafli odbija się górski pejzaż. Koniecznie musicie być tutaj w dobrą pogodę aby doświadczyć tych cudnych widoków! Sami zrobiliśmy w tym miejscu małą przerwę na zdjęcia i łyk herbaty. Dogoniła nas także para z Polski i zamieniliśmy kilka słów.
Podejście do skrzyżowania szlaków i widok na Lacul Bucura
Następny etap wędrówki jest nieco bardziej wymagający. Musimy dostać się do grani, a żeby to zrobić niezbędne jest pokonanie stromego odcinka. Od jeziora Taul Pietrele droga zaczyna prowadzić bardziej stromo aż dochodzi do punktu kulminacyjnego czyli największego podejścia. Kierujemy się dalej szlakiem niebieskiego paska i ponownie wchodzimy w kamienny raj pod stopami (ale jest też trochę zwykłej ścieżki). Zygzakiem podchodzimy na spokojnie do punktu, który znajdziecie na mapie jako Curmutura Bucurei. W tym miejscu mamy przecięcie się szlaków.
Mamy to! Na zegarku prawie 14, a my oglądamy właśnie Lacul Bucura w pełnej krasie. Do jeziora dzieli nas jeszcze trochę ale sam widok z tego miejsca jest niesamowity. Z jednej strony piękne widoki, a z drugiej jeszcze lepsze. Przy okazji widać ile się już przeszło 😀 W tym miejscu czuć przestrzeń i ducha gór. Niestety pogoda zaczęła się psuć ale i tak zapamiętamy tej pejzaż do końca życia. Spotkaliśmy również tutaj wspomnianych wcześniej Polaków, którzy prawdopodobnie kończyli wędrówkę i robili powrót do swojego kampera. My również musieliśmy podjąć decyzję. Z jednej strony godzina już kiepska i pogoda zaczyna płatać figle. Z drugiej strony Peleaga już tak blisko, dosłownie w zasięgu wzroku… Według tabliczki dojście do szczytu z tego miejsca to kolejne 1.5 godziny. Mało by zostało wtedy ze zejście 😀
Rejon Parku Narodowego Retezat jest uznawany za najbardziej deszczowe miejsce w całym kraju. Jeśli planujecie wejście i widzicie, że będzie okno pogodowe to aż grzech nie skorzystać!
Czerwony szlak – Custura Bucueri i bardzo mądra decyzja
Dobra, stawiamy wszystko na jedną kartę. Odpalamy tryb turbo i ciśniemy na Peleagę! W końcu prawdopodobnie drugi raz tutaj nas nie będzie, trzeba to zrobić raz, a dobrze! Szczyt stoi przecież dosłownie obok nas. Wchodzimy na szlak oznaczony czerwonym paskiem i zaczynamy wspinaczkę. Tutaj poziom trudności znacznie wzrasta 😀 nie mamy już żadnej ścieżki – lecimy w 100% po głazach, którymi musimy się wspiąć na szczyt. Od razu dostajemy twarz prostą zasadą, że jak coś w górach wydaje się być blisko – to tylko się wydaję 😀 trasa ciągnie się niemiłosiernie od głazu do głazu. Polecamy też mieć nieco kondycji, bo Norbert prawie wyzionął ducha już na starcie 😀 No ale tempo też było niezłe!
Nagle dwóch inżynierów wpadło na znakomity pomysł. Nikogo oprócz nas tutaj nie ma… czyli jak zostawimy plecaki to nic się im nie stanie, a nam będzie lżej wbić się na szczyt! Plan idealny, sprytny i przebiegły. Zrzucamy więc balast (Łukasz nawet GoPro zostawił z rozpędu) i wrzucamy 5 bieg.
Pół godziny – tyle nam zajęło dosłownie wbiegnięcie na szczyt. Rekord na tym dystansie. Co z tego jak to nie ten szczyt 😀 😀 😀 😀 😀 Coś nam się chyba wcześniej pomyliło z orientacją w terenie gdy twierdziliśmy, że góra obok do Peleaga! Nic bardziej mylnego – wzniesienie na które właśnie wbiegliśmy to Custura Bucurei o wysokości 2370 metrów. A gdzie nasz szczyt? Jeszcze kawał drogi stąd! Patrzy na nas i śmieje się nam prosto w twarz 😀
Na zegarku 14:30 – co robić dalej?! Szybka matematyka w ile musimy dojść żeby jeszcze wrócić za dnia i kolejna odpowiedzialna decyzja, że lecimy dalej! Co z tego, że to jeszcze dobra godzina, co z tego, że nasze plecaki sobie leżą gdzieś na zboczu, ahoj przygodo 😀
Odcinek z Custura Bucueri do Peleagi
Ze szczytu widać, że większość trasy to ścieżka ciągnąca się granią. Wygląda łatwiutko. No tak ale najpierw trzeba zejść żeby potem znowu wejść 😀 Turlamy się więc głazami w dół – na szczęście tylko kawałek i docieramy do ścieżki. Część prowadzi piaskiem, część kamieniami ale już nam wszystko jedno. Tutaj można jeszcze bardziej przycisnąć tempo!
Norbert według danych z zegarka umarł już 3 razy ale resztka sił musiała starczyć na ostatnie podejście. Żeby nie było kolorowo to na szczyt znowu trzeba się wspiąć po głazach 😀
Varful Peleaga – stoimy na szczycie
Mamy to! Udało się! Peleaga zdobyta! Od Custura Bucueri do szczytu zeszło nam 45 minut, mamy więc godzinę 15:15, zostało nam mało na powrót ale w tym momencie nie jest to ważne! Łukasz aż się popłakał ze szczęścia 😀 2509 metrów w tym momencie było naszym rekordem jeśli chodzi o górskie wędrówki. Zdobyliśmy właśnie najwyższy szczyt masywu Retezat i siódmy co do wielkości w Rumunii.
Dosłownie kilka minut wykorzystane na ogromną radość i kilka na blogowe obowiązki. Szybkie zdjęcia i najważniejsze – nasza naklejka na tablicy szczytu. Mamy nadzieję, że dumnie nadal tam wisi – jeśli będziecie stać na Peleadze, dajcie nam znak! Widok z tego miejsca jest nieziemski, dosłownie cały park Retezat rociąga się dookoła nas… Coś pięknego… Wyobraźcie sobie jak musi tutaj być gdy wszystko dookoła jest zielone :O
Powrót do skrzyżowania szlaków
Niestety czas naglił i trzeba było jeszcze szybszym tempem zbierać się do powrotu. Zwłaszcza, że nasze plecaki dalej leżały kawał do nas! Schodząc minęliśmy inną grupę turystów, która weszła tutaj szlakiem żółtego krzyża – ten dochodzi niedaleko szczytu. To znak, że jednak sami tutaj nie byliśmy i można się faktycznie martwić o kawałek naszego dobytku 😀
Ekspresowym tempem doszliśmy do Custura Bucurei i tutaj natknęliśmy się na kolejną grupę (swoją drogą co oni tutaj wszyscy robią o tej porze?), która szła naszym szlakiem. Zapytaliśmy się czy widzieli nasze plecaki i według odpowiedzi dalej tam leżały! Do tego usłyszeliśmy żarcik, że następnym razem jak zostawiamy buty to chociaż żeby to były dobre rozmiary. Z jednej strony śmieszki, z drugiej sygnał, że prawdopodobnie sobie sprawdzili co jest przytroczone albo w środku plecaków. Z trzeciej strony równie dobrze mogli pomyśleć, że coś się stało, leżymy gdzieś pod głazami i szukali dokumentów. Tego się nie dowiemy, najważniejsze, że nic nie zniknęło 😀
Zejście do Carnic i kolana do wymiany
Około 16:30 dostaliśmy się ponownie do skrzyżowania szlaków. Chwila oddechu i lecimy w dół, teraz zostało już tylko schodzenie. Według znaku dojście do Carnic powinno zająć 3 godziny więc po prostu końcówka była już skazana na przejście w mroku. Chwilę po 17 doszliśmy to jeziorka Taul Pietrele. Kolejną godzinę zajęło nam schodzenie kosodrzewiną do schroniska. Choć musimy przyznać, że ta godzina trwała jak wieczność. Droga tak się niemiłosiernie ciągnęła jakby nie miała się nigdy skończyć. Kolana i kostki już błagały o litość ale każdy kolejny kamień pod stopami tej litości nie miał 😀 Ponoć powroty są zawsze szybsze ale tym razem mieliśmy wrażenie, że idziemy już pół dnia.
Droga przez las była równie długa, jakbyśmy kręcili się w kółko! Na szczęście nie byliśmy sami na szlaku i chyba każdy powoli przyspieszał tempo. Szlak od mostu do parkingu znowu przeorał nas kamieniami. Przed 20 zeszliśmy do samochodu i w tym momencie na zegarku wybiło 46.000 kroków!
Powrót i nocleg
Zdecydowaliśmy się dojechać ponownie do Hateg i tutaj spędzić noc. Na szybko znaleźliśmy nocleg i jeszcze około 21 właścicielka zgodziła się nas zakwaterować. Noc spędziliśmy w Vila Sofia – miejsce jest mega ładne i ma wszystko czego potrzeba. Wyremontowane pokoje i wspólna kuchnia. Pozostało tylko uczcić dzisiejszą akcję więc w ruch poszedł truskawkowy szampan Zarea, który jak się okazało jest najlepszy z całej serii 😀 Należała nam się także porządna kolacja więc biorąc pod uwagę to co mieliśmy ze sobą wyszło, że dzisiaj barszcz ekspresowy z paczki z uszkami i parówką 😀 😀
Podsumowanie
Szlak na Peleagę należy do jednych z najładniejszych jakie zrobiliśmy! Krajobraz jest wręcz niesamowity. Jest także jednym z najdłuższych i najbardziej męczących. Nogi nam odpadły, a kolana trzeszczały na drugi dzień 😀 Tak czy siak było warto i Wam również polecamy tą wędrówkę. Radzimy jednak wyjść znacznie wcześniej, bo jak widać do Peleagi jest kawałek. Zabierzcie dobre buty trekkingowe, dużo wody i prowiantu. Dodajcie też dodatkowy czas na zdjęcia, bo z pewnością zrobicie ich sporo 😀 Szlak jest bardzo dobrze oznaczony i godny polecenia. Ahoj!