
Wąwozy Słowenii – te ukryte i te komerycjne
Artykuł w skrócie:
- Tolminska Korita – na krótki spacer
- Izvir Bohinjskie Bistrice – dla lubiących ciszę
- Wąwóz Mostnica – na dłuższą wędrówkę
- Wąwóz Vintgar – pięknie lecz tłoczno
- Kosecka Korita – wodospady ukryte w lesie
- Wąwóz Pokljuka – samotnie w mrocznym lesie
- Wąwóz Soczy – pięknie lecz z niedosytem
Tolminska Korita – na krótki spacer
Zwiedzanie Tolminskiej Kority poza sezonem to sama przyjemność. Wąwóz nie jest ogromny i raczej nie zaskakuje ale trzeba przyznać, że jest tutaj po prostu ładnie. Warto zboczyć z trasy – zwłaszcza, że przejście 2 kilometrów nie zajmuje wiele czasu. W październiku było tutaj tylko kilka osób, a za parking nie trzeba było już płacić (normalnie 3 euro za godzinę). Cena za wstęp wynosiła 6 euro. W kasie oprócz biletów wręczono nam mapę wąwozu – od razu można zwrócić uwagę, że trasa zatacza kółko, a najważniejsze punkty są ponumerowane.


Tolminska Korita to tak naprawdę połączenie dwóch rzek – Tolminki i Zadlascicy. Przy ich brzegu poprowadzono turystyczną trasę, która pozwala dotrzeć w najciekawsze miejsca. Nie ma tutaj żadnych trudności i chodzenia po dzikim lesie 😊





Schodami docieramy do zbiegu rzek. Na trasie nie było nikogo więc mogliśmy cieszyć się przyjemnym szumem wody i naturą dookoła. Drewnianym mostem przechodzimy na drugi brzeg Tolminki i wkraczamy w mały tunel. Niestety dalsza droga była zamknięta ale jednocześnie to najbardziej klimatyczne miejsce w Tolminskiej Koricie. Wąwóz jest też najniższym punktem w Triglavskim Parku Narodowym.








Kamiennymi, obrośniętymi dookoła schodkami dochodzimy do jednego z najbardziej charakterystycznych punktów w wąwozie – Głowy Niedźwiedzia. To nic innego jak wielki kamień wciśnięty pomiędzy ściany kanionu 😀 Podobnie jak w Milnaricy.
Drugie, ikoniczne miejsce to Diabelski Most, który zawieszony jest 60 metrów nad Tolminką. Podeszliśmy także do Jaskini Dantego ale niestety była zamknięta.











Izvir Bohinjskie Bistrice – dla lubiących ciszę
Izvir Bohinjskie Bistrice to nie do końca wąwóz. Słowo izvir oznacza źródło i tak właśnie jest. Leśną ścieżką będziemy kierować się do początku rzeki Bohinjskiej Bistricy (wskazane buty trekkingowe z dobrą podeszwą). Jaki jest główny plus tego miejsca? Nie ma tutaj dosłownie nikogo. To szlak totalnie pomijany i nieuczęszczany przez turystów. Właśnie dlatego tutaj poszliśmy 😀 Niestety nie znajdziecie tu pokaźnych ścian wąwozu, a bardziej leśną ścieżkę przy rzece, którą można podążać w ciszy i spokoju.
Samochód zostawiliśmy w tym punkcie. Trzeba po prostu zjechać z drogi na pobocze. Na drzewie będzie wisiała wypłowiała już tabliczka z napisem Izvir Bistrice.






Nasza przygoda rozpoczyna się na kamienistej ścieżce pośród drzew, która przez chwile robi się nieco wąska. Przy skrzyżowaniu znajdziemy drogowskaz, który pokieruje nas w prawą stronę. Po dłuższym spacerze zaczniemy słyszeć szumiącą Bohinsjką Bistricę, a krajobraz zacznie się nieco zmieniać. Nie zniechęcajcie się i kierujcie się w stronę wody 😀 Ten etap to już ¾ szlaku.


Rzeka, jak większość w Słowenii – ma prześliczny, niebieski kolor. Dojdziemy do rozwidlenia dróg – w prawo do mostu i lewo dalej. Mostek z prawej niestety był zamknięty ale i tak warto podejść w tym miejscu do brzegu i zobaczyć jaką pełną barwę ma woda.





Poszliśmy do drugiego mostu, a tam wisiała tabliczka mówiąca, że przechodzimy na własną odpowiedzialność. Ta jednak nie jest naszą mocną stroną więc poszliśmy. Po drugiej stronie nic nie znaleźliśmy oprócz ścieżki, która nie była wychodzona. W tym miejscu wstrzeliliśmy się w złotą godzinę i słońce uroczo przebijało się przez drzewa oświecając potok złocistym kolorem.

Cofnęliśmy się i poszliśmy dalej prosto docierając do finalnego punktu czyli źródła Bohinjskiej Bistricy. Tutaj szlak się urywał – choć po drugiej stronie było widać dalszą drogę. Przez chwilę rozważaliśmy zdjęcie butów i przejście rzeką. Tak czy siak – w tym punkcie czeka nas piękny widok na małe wodospady.





Po rozpatrzeniu kilku opcji doszliśmy do wniosku, że może ścieżka za mostkiem prowadzi dalej. Zapuściliśmy się sią w głąb i odbiliśmy w lewo przy drogowskazie, który był totalnie pomieszany. Odwróciliśmy strzałki bazując na logice więc ciekawe ile osób już się zgubiło 😀 Doszliśmy dokładnie tam gdzie chcieliśmy dojść – na drugą stronę skąd jeszcze lepiej widać wodospady. Scieżka prowadziła dalej lecz kończyła się już obok wejścia do bunkra 😀 Próbowaliśmy dostać się na gorę wodospadu ale niestety nic dalej nie było.



Wąwóz Mostnica – na dłuższą wędrówkę
Korita Mostnice to według nas najzwyklejszy spacer po lesie. Ze wszystkich wąwozów w Słowenii ten podobał nam się najmniej. Nic nie zrobiło na nas wrażenia 😊 Jeśli jednak szukacie miejsca na lekką przechadzkę w leśnej atmosferze, jednocześnie słysząc szum rzeki to możecie zboczyć z trasy. Mostnica pomimo października i później godziny była bardziej oblegana niż inne wąwozy. Oczywiście mówimy tutaj o jednostkach, a nie setkach 😀 Parking znajdziecie w tym miejscu. Za postój zapłacicie 3 euro za godzinę. Polecamy korzystanie z aplikacji EasyPark.






Leśnym szlakiem dochodzimy do kamiennego mostku. Płynąca pod nim rzeka Mostnica oczywiście miała nieziemski kolor. Przy skrzyżowaniu znajdziemy tablice informacyjną z numerami najważniejszych punktów. Sami wybraliśmy się tylko do punktu numer 4 i wyszło z tego małe kółko. Przejście całego wąwozu zajęło by około 4-5 godzin. W sezonie w tym miejscu trzeba uiścić opłatę – w październiku nikogo już nie było.








Kierowaliśmy się lewą stroną brzegu. Na trasie zatrzymaliśmy się w punkcie o nazwie Sloncek. Według opisu mieliśmy tutaj znaleźć kamienie, które przypominały słonika jednak nie mogliśmy się dopatrzeć 😀 Na Cesenjskim Moście zrobiliśmy zawijkę i wróciliśmy drugim brzegiem. Całość szybkim tempem zajęła nam około godziny.






Wąwóz Vintgar – pięknie lecz tłoczno
Najbardziej popularny wąwóz w Słowenii wywołał u nas mieszane uczucia. Nie można odmówić mu piękna – widoki są wręcz bajeczne. Pomiędzy wysokimi skałami przedziera się rzeka Radovna urzekając zwiedzających mniejszymi lub większymi kaskadami. Wszystko skąpane jest w blasku słońca i błękicie wody. Brzmi wspaniale gdyby nie oblężenie turystów jakby właśnie trwała pierwsza wyprawa krzyżowa z 1096 roku. Nawet w październiku był człowiek na człowieku. Totalnie odbiera to przyjemność ze zwiedzania. Niestety bliskie położenie od Bledu i dostosowanie wąwozu do turystów ściąga całe wycieczki – zwłaszcza Azjatów, którzy zatrzymują się co dwa metry żeby zrobić zdjęcie i blokują przejście.


Do wąwozu Vintgar można dostać się od dwóch stron. Z południa dojedziemy tutaj przez Podhom, a od północy z Blejskiej Dobravy. Większość zwiedzających wybiera pierwszą opcję, ponieważ prowadzi ona z Bledu. Tutaj też znajduje się duży parking i miejsce uznawane jest za „początek” szlaku. Za postój zapłacimy 10 euro bez limitu czasowego. Totalny chaos, wpychanie się przez Słoweńców i niemiła obsługa popsuły nam nieco nastroje. To, że staliśmy na parkingu razem z innymi dwustoma samochodami – jeszcze bardziej 😀 Za wejście do wąwozu zapłacimy kolejne 10 euro (od osoby).







Wąwóz Vintgar odkryto w 1891 roku i niemal od razu wjechano tutaj z komercją. Powstały drewniane kładki i wykute przejścia. Na zwiedzających czeka 1.6 kilometra trasy pomiędzy wzgórzami Hom i Borst. U stóp płynie urocza rzeka Radovna, a szlak kończy się (lub zaczyna) widowiskowym wodospadem Sum. Nazwa Vintgar wzięła się prawdopodobnie od położonych niedaleko winnic. Niektórzy twierdzą, że fragment wąwozu ma kształt kieliszka.



Nie ma co ukrywać – widoki naprawdę są cudowne, a ścieżki ładnie zaadaptowane. Kolor rzeki robi spore wrażenie. Koniecznie musicie się tutaj wybrać w słoneczny dzień, wtedy wąwóz najbardziej oddaje swoje piękno. Woda przyjemnie szumi, a małe kaskady i niecki dodają uroku. Dla widoków nie szkoda 10 euro. Wyprawa kończy się przy moście, małej knajpie i wodospadzie Sum, który spada pod nami.





Stojąc na moście wypatrzyliśmy platformę po drugiej stronie brzegu, wcześniej też o niej czytaliśmy. Zeszliśmy prawą stroną i udało nam się do niej dostać. Z tego punktu można zrobić najlepsze zdjęcie wodospadu. W małym jeziorku, które utworzyło się pod nim leży spory kamień. Od razu wiedzieliśmy co z nim zrobić 😀 To świetny spot na dobre foto. Trzeba tylko uważać żeby nie wpaść do wody. Ludzie z góry gdy zobaczymy co odwalamy tłumnie ruszyli robić to samo.


Jeśli chodzi o powrót to mamy 3 opcje. Można iść z mostu w lewo w stronę Blejskiej Dobravy, w prawo w stronę Podhom albo po prostu wrócić ta samą trasą. Osobiście wybraliśmy szlak w lewo, który najpierw pikuje do góry, a następnie dociera do Natour Bar gdzie w otoczeniu pobliskich pastwisk możemy zjeść lody lokalnej produkcji lub napić się piwka. Następnie leśną drogą wracamy do parkingu. Na trasie znaleźliśmy podejrzany tunel i zdecydowaliśmy się do niego wejść 😀 Niestety armia pająków zniechęciła nas żeby zapuszczać się w ciaśniejszy przesmyk. Do tego wszyscy turyści zerkali co odwalamy.




Szlak w prawą stronę kieruje do cerkwi św. Katarzyny. Tutaj możemy zdecydować czy odbijamy do parkingu czy wybieramy 6.5 kilometrową trasę do Bled, która jest praktycznie nie uczęszczana, a ponoć oferuje świetne widoki na zamek i miasto. No ale wtedy musimy wrócić po samochód 😀

Kosecka Korita – wodospady ukryte w lesie
Kosecka Korita na tyle nas zaciekawiła, że poświęciliśmy jej osobny artykuł. Wąwóz jest miejscówką totalnie poza szlakiem dlatego Jaszczur musiał się tutaj pojawić. Nie znajdziemy tutaj widowiskowego koryta rzeki, a bardziej dziki, leśny szlak z wodospadami.
Nasza przygoda zaczyna się w miasteczku Koseč i tutaj też zostawiamy auto. Gdzie dokładnie? Tam gdzie można je wcisnąć na poboczu albo ktoś pozwoli nam wjechać obok swojej posesji. W październiku zapytanie się kogokolwiek było ciężkie, bo… nikogo tutaj nie było 😀




Leśną ścieżką schodzimy w dół wąwozu aby dotrzeć do czterech wodospadów ukrytych między drzewami. Otacza nas zieleń, a dookoła panuje totalny spokój. Słychać tylko huk spadającej wody. Do podnóża jednego z nich można zejść omijając kilka przeszkód. Następnie schodzimy do najniższej partii używając metalowych bolców i popsutego kabla. Tutaj znajdziemy mały wodospadzik ukryty pomiędzy pokaźnymi ścianami wąwozu. Na koniec możemy wpisać się do księgi gości. Całość zajęła nam trochę ponad godzinę (szybkim tempem).
Bardziej obszerny artykuł na temat tego miejsca znajdziecie tutaj.




Wąwóz Pokljuka – samotnie w mrocznym lesie
Wąwóz Pokljuka to kolejny z serii dzikich, nieodwiedzanych lasów. Praktycznie nikt tutaj nie dociera, ponieważ całe żniwo zbiera pobliski Vintgar. Fajnie, bo mieliśmy całą miejscówkę tylko dla siebie. Na temat tego wąwozu napisaliśmy osobny artykuł z racji, że jest to miejsce poza szlakiem.
Wąską drogą dojeżdżamy do darmowego parkingu i kierujemy się w głąb lasu zgodnie ze stojącym drogowskazem. Przemierzamy tajemniczą, mroczną puszczę i pniemy się w górę po kamieniach. W końcu docieramy do podnóża skały gdzie zaczyna się nasz szlak dookoła wąwozu. Wybieramy dłuższą wersję w prawo.




Najpierw przechodzimy przez ciemną jaskinię, a następnie lasem dochodzimy do partii, która wygląda jak jakaś dżungla. Intensywna zieleń, poprzewracane drzewa, głazy, bujna roślinność. Taką trasą dochodzimy do najciekawszego miejsca, którego sami szukaliśmy.





Wąskim wyłomem ukrytym w skale przechodzimy do drewnianego mostku. Ten punkt chcieliśmy znaleźć i można powiedzieć, że jest to kulminacja naszej wędrówki. Dobre miejsce na zdjęcia! Tutaj zataczamy koło i kamienistym lejem dochodzimy do punktu wyjścia.
Bardziej obszerny artykuł na temat tego miejsca znajdziecie tutaj.
Wąwóz Soczy – pięknie lecz z niedosytem
Na koniec zostawiamy wąwóz, który chyba jest najłatwiej dostępny i najbardziej znany – ale też pozostawia najwięcej zawodu. Będąc bardziej dokładnym – cała Dolina Soczy to jedna, wielka perełka na mapie świata jednak sam odcinek wąwozu trochę nas rozczarował.
Mówimy tutaj o szlaku prowadzącym z Malej Kority do Velikiej Kority – czyli najbardziej widowiskowego punktu. Przy słonecznej pogodzie trasa jest bajeczna – sam kolor wody to coś niesamowitego. Nasza droga to jednak po prostu leśna ścieżka obok kampingów i gospodarstw. Mieliśmy smaka na coś więcej 😀




Spacer tutaj to raczej odpoczynek niż przemierzanie dzikiego lasu. Przydadzą się Wam jednak buty z dobrą podeszwą na kamienie i korzenie. Dookoła totalnie nic się nie dzieje. Rybacy łowią ryby, turyści spacerują ze zwierzakami, a obok nas płynie jedna z najpiękniejszych rzek jakie widzieliśmy.




Spacer do Velikiej Kority zajmuje około dwóch godzin w dwie strony (szybkim tempem). Na końcu wąwóz staje się bardziej mroczny i nieco wyższy. Widzieliśmy też pozostawione liny co wskazuje, że ktoś tutaj skakał do wody. Niestety nie byliśmy na to przygotowani 😀 Trochę więcej informacji na temat wąwozu Soczy znajdziecie tutaj.

