Ogromna kopalnia soli w Turdzie – hit czy kit?
Artykuł w skrócie:
- Informacje praktyczne
- Tunel Franza Josefa
- Wyciągarka Crivac
- Schody Bogaczy
- Wielka kopalnia Rudolf
- Najgłębsza część – kopalnia Teresa
- Salina Turda – hit czy kit?
- Wizyta w Kluż-Napoka
Po szalonej przygodzie w Kanionie Ramet dojechaliśmy do Turdy, gdzie spędziliśmy noc w Pensiunea Alin, żeby kolejnego dnia wybrać się do pobliskiej kopalni soli. Salina Turda to prawdziwa perełka jeśli chodzi o obiekty tego typu i chyba najbardziej rozpoznawalna w Rumunii. Byliśmy ciekawi czy wewnątrz urządzono taki sam festyn jak w przypadku kopalni Ocnele Mari.
Informacje praktyczne
- Lokalizacja kopalni: tutaj.
- Ceny biletów: 60 RON w weekend, 50 RON od poniedziałku do piątku, 30 RON dla dzieci i emerytów. Bilety można kupić online.
- Godziny otwarcia: 9:00 – 19:00
- Parking: płatny przed budynkiem lub dookoła na dziko
- Temperatura w środku: 10-12 stopni, lepiej mieć ze sobą chociaż bluzę!
- Drugie wejście znajdziecie tutaj. Ponoć są mniejsze kolejki, zwłaszcza z biletem kupionym online. My wchodziliśmy głównym wejściem i nie było żadnych kolejek (21 września 2021 – czasy covida).
Dojeżdżamy do kopalni i zostawiamy samochód przy drodze. Znaleźliśmy po prostu zatoczkę i zrobiliśmy z niej parking – zresztą nie my jedyni 😀 Pierwsze wzmianki na temat eksploatacji złoża soli kamiennej w Turdzie pojawiły się w 1075 roku. Aktualnie mamy tutaj ogromną kopalnie, której złoża mogłyby zaspokoić zapotrzebowanie całego świata na 60 lat. Jest to jedna z najbardziej widowiskowych, podziemnych formacji w pełni stworzona przez człowieka! Dosłownie wchodzimy w głąb planety 😀 Kupujemy bilety w kasie i schodzimy korytarzem, który przypomina wejście do tajnej bazy.
Tunel Franza Josefa
Na początku wita nas długi tunel Franza Josefa niczym brama do wnętrza ziemi. Ta konstrukcja ukończona w 1870 roku pozwoliła na szybsze i tańsze transportowanie soli na powierzchnię. Wózki z surowcem były wyciągane przy pomocy koni. Początkowo korytarz miał długość 780 metrów jednak przedłużono go do 917. W tracie trwania II Wojny Światowej to miejsce pełniło rolę schronu. Następnie magazynowano tutaj… ser.
Wyciągarka Crivac
Z tunelu możemy dostać się do komory Crivac, która jest historycznym miejscem. W ośmiokątnym pomieszczeniu znajduje się ogromna wyciągarka. Konstrukcja nazwana właśnie Crivac powstała w 1881 roku w tej samej fabryce gdzie produkowano żelazo do budowy Wieży Eiffla. Aktualnie jest to jedyna taka maszyna w Europie, która nada znajduje się w miejscu swojej ówczesnej pracy. Ogromna konstrukcja służyła do transportu soli z dolnego poziomu, a dokładnie kopalni Rudolf. Do każdego ramienia maszyny używano dwóch koni, których zdolność do pracy wynosiła… dwa tygodnie. Z racji na słabe oświetlenie pochodzące z pochodni i ruch po okręgu zwierzęta od razu ślepły. Obok znajduje się szyb wydobywczy w którym znajdziemy faktyczne, ponad 100 letnie eksponaty z historii wydobycia.
Schody Bogaczy
Docieramy do Izby Rejestrowej, która służyła do śledzenia pracowników wchodzących i wychodzących z kopalni Rudolf i Teresa. Znajdują się tutaj masywne Schody Bogaczy, które zdają się jakby nie miały końca. To najstarsza, drewniana konstrukcja w całym obiekcie. Schody wykonano z jodłowego drewna, które sprawdza się zasolonym środowisku. Jego żywica neutralizuje sól, a warstwowa budowa chroni przed pękaniem. Po tym jak schodami przeszedł cesarz Fraz Josef (Franciszek Józef – książę Siedmiogrodu i cesarz Austrii) nie mógł już nimi przejść żaden górnik. Od tego momentu z obiektu korzystała wyłącznie szlachta. Aktualnie można nimi zejść wyłącznie w dół i taką ścieżkę właśnie obraliśmy 😀 Dostaniemy się nimi do górnego tarasu kopalni Rudolf.
Wielka kopalnia Rudolf
Teraz dopiero się zaczyna! Górny taras kopalni to genialny punkt widokowy na ogrom tego miejsca. Docieramy do sekcji Rudolf, czyli głównego miejsca wydobycia. Ogromna kopuła ma 42 metry głębokości, 50 szerokości i 80 długości. Polecamy obejść dookoła cały taras! Chcąc dostać się na dolny poziom możemy skorzystać z windy lub zejść 172 schodami – to tylko 13 pięter. Na każdym z nich znajduje się informacja w którym roku dany poziom był eksploatowany.
My wybraliśmy tym razem windę, bo nasze kolana po wejściu na Moldoveanu wręcz błagały aby nie iść schodami 😀 Parę sekund i jesteśmy 120 metrów pod ziemią, a tam… Kolejny pokaz rumuńskiej myśli technologicznej. Pomyślmy – mamy ogromną kopalnie soli, co by można było wstawić do środka? Oczywiście, że plac zabaw, minigolfa, bilard, stoły do ping ponga i diabelski młyn. Najlepiej zamienić wszystko w festyn. Naszym zdaniem jest to totalna tandeta i zmarnowany potencjał pięknego miejsca. Byleby zarobić.
Kopalnia Rudolf robi za to niemałe wrażenie jako obiekt geoturystyczny! Ogrom przestrzeni i wszechobecne echo działają na zmysły. Ściany pokryte są solnymi wzorami. Jest chłodno ale źeśko. Otaczająca nas przestrzeń jednocześnie przytłacza i zmusza do refleksji. Tą dziurę wykopali ludzie! Obiekt jest bardzo dobrze oświetlony – to akurat przemyślano. Ciepłe i zimne światła, a także panujący półmrok dodają tutaj tajemniczości i klimatu. Na stropie możemy wychwycić wiszące stalaktyty – jeśli od razu będziecie się zastanawiać czy spadają to odpowiedź brzmi – po coś są barierki 😀 Formacje rosną w tempie 2 centymetry na rok, a gdy osiągną około 3 metry mogą wylądować na dole.
Najgłębsza część – kopalnia Teresa
Z sekcji Rudolf możemy dostać się do kopalni Teresa – czyli najgłębszego miejsca w całym obiekcie. Jest to najstarsze złoże eksploatowane w latach 1690-1880. Ogromny, podziemny otwór o wysokości 90 metrów robi fenomenalne wrażenie. Na dole znajdziemy podziemne jezioro – czarne jak Voldemort, a także wyspę, która powstała ze zdeponowanej soli. Polecaną przez nas atrakcją jest zrobienie sobie rejsu dookoła. Wynajęcie łódki na 20 minut to koszt 30 RON. Mieliśmy szczęście, bo w windzie poznaliśmy pracującego tutaj stróża, który nas rozpoznał i kazał pływać ile chcemy 😀 Na terenie kopalni Teresa jest turbo czyste powietrze jednak nie możemy ręczyć skąd wzięła się mroczna woda i co znajduje się na jej dnie 😀 Wyspa z góry wygląda wręcz magicznie. Widok z dołu w kierunku sekcji Rudolf też jest niezapomniany. Szkoda tylko, że znajdujące się tutaj konstrukcje zostały zniszczone przez wandali. Na deskach podpisało się chyba pół świata.
Salina Turda – hit czy kit?
Odpowiedź brzmi – oba. Jeśli rozpatrujemy ten obiekt w kontekście geoturystycznym to jest must have na liście miejsc do zobaczenia. Zwłaszcza jeśli nigdy w życiu nie byliście w kopalni soli – albo po prostu w tak wielkiej. Obiekt robi niesamowite wrażenie jeśli chodzi o rozmiar, formacje skalne, przestrzeń i widoki. Niestety jednocześnie został zamieniony w plac zabaw. Aktualnie w kopalni wydobywa się kasę rodziców, którzy zabierają dzieci żeby pobujać się pod ziemią. Osobiście się nam to nie podoba, bo obiekt mógł być zaaranżowany bardziej ze smakiem. Na pewno jest to miejsce bardziej warte odwiedzenia niż kopalnia Ocnele Mari.
Wizyta w Kluż-Napoka
Resztę dnia spędziliśmy w pobliskim kanionie Turza gdzie czekały na nas w końcu jaszczurowe rozrywki 😀 Poświęciliśmy temu osobny wpis. Następnie udaliśmy się do Kluż-Napoki gdzie już złapał nas deszcz i dalszy plan wyjazdu stanął pod znakiem zapytania. Kilka kolejnych dni mieliśmy znowu spędzić w górach lub na innych aktywnościach. Pozostało zostać chwilę w mieście i obmyśleć co dalej. Zatrzymaliśmy się w Coroian House, gdzie w końcu ktoś był skory do negocjacji i zapłaciliśmy mniej niż na bookingu (130 RON za duży pokój 4 osobowy).
Nie ma co ukrywać, nie przepadamy za dużymi miastami (oprócz Bangkoku) ale Kluż-Napoka to już był szczyt nudy. Zobaczyliśmy Piata Uniri, statuę Avram Iancu i to by było na tyle. Uratowała nas uprzejmość poznanej tutaj osóbki (pozdrawiamy wiecznie uśmiechniętą Kimciu), która pokazała nam fajny punkt widokowy (Park Cetatuia) i miło było razem spędzić czas.
Ale żeby nie było – doznaliśmy też kulinarnego ukojenia 😀 Najpierw wybraliśmy się do polecanej wszędzie Restauracji Roata (ponad 4000 opinii!), gdzie faktycznie można zaserwować sobie rumuńską ucztę – od zup, przez mięsa po desery. Kieliszek palinki przeniósł Norberta w stan trzeciej gęstości 😀 Wieczorem zawitaliśmy w Pizzeria-trattoria D’autore i włoska kuchnia była wspaniała. A jak już jesteśmy przy Włoszech to kawałek dalej rodowity Włoch prowadzi najlepszą pizzerię w Rumunii. Znajdziecie to miejsce pod nazwą Pizzeria L’Angolo. Niebo w gębie!