Zip Line w Seven Ladders Canyon – dzika tyrolka na 30 zjazdów
Artykuł w skrócie:
- Rasnov – spokojna perełka
- Szybka akcja z Zamkiem Bran
- Jeszcze szybsza akcja z Braszowem
- Seven Ladder Canyon i totalnie dzika tyrolka
- Zip Line w Seven Ladders Canyon – co tu się odwala?
Kolejny nocleg w Braszowie zaklepaliśmy w Casa Samurai. Co ciekawe obiekt faktycznie prowadził Azjata, a w środku były japońskie akcenty 😀 Standardowe spanie za 22 Euro było dobrą opcją dla Jaszczura. Czas na jedne z ostatnich przygód w Rumunii!
Rasnov – spokojna perełka
Naszym pierwszym celem był Rasnov gdzie znajduje się cytadela z ikonicznym napisem rodem z Hollywood. Podczas spaceru jedną z głównych ulic widok bardziej przypomina Zasiedmiogórogród ze Shreka 😀 Musimy się przyznać, że naszym jedynym celem w tym miejscu było zrobienie tego konkretnego zdjęcia 😀
W mieście pojawiliśmy się w poniedziałek i od razu można było znaleźć parking, a na ulicach nie było dzikich tłumów. Samo miasteczko ma bardzo fajny klimacik. Jest czysto, kolorowo, wszystko do siebie pasuje. Deptakiem doszliśmy do rynku gdzie w spokoju można było napić się kawy i zjeść papanasza. Przynajmniej tutaj nie zastaliśmy festynu albo szajskich pamiątek na straganach. Rozważaliśmy wejście na cytadelę dla ładnych widoków ale czas gonił. Obiekt co prawda jest zamknięty ale zawsze można podejść na wzgórze.
Szybka akcja z Zamkiem Bran
Z Rasnova jest już rzut beretem do Bran gdzie znajduje się oszukany zamek Drakuli – nie ma on bowiem nic wspólnego z Wladem Palownikiem. To miejsce zostało tylko sztucznie wypromowane w ten sposób i od dawna zbiera kokosy za wejściówek. Pod bramą trwa wieczny festyn wampirzych pamiątek i wciskania chińskich zabawek. No ale dobra, pominęliśmy wnętrza wszystkich zamków po drodze to może chociaż do tego wejdziemy. Dobra dobra, 45 LEI za osobę (2021 rok) skutecznie zmieniło nasze zdanie 😀 Te same pieniądze, których nam było żal na wejście wydaliśmy na miody, dżemy i nalewki. Pomijamy więc opis zamku i jego historii.
Jeszcze szybsza akcja z Braszowem
Choć nie lubimy dużych miast to Braszów dostał swoją szansę. Wszystko za sprawą polecanej restauracji Le Ceaun, która znajduje się w samym centrum. Nie wiemy jakim cudem udało nam się wcisnąć na pobliski WAG Parking (5 RON za godzinę) więc zostało już kilka kroków do celu. Przy okazji zahacza się o czarny kościół, który jest jednym z głównych zabytków w mieście. Do tego przechodzimy przez miejski plac także Braszów zaliczony 😀 Jedzenie było warte swojej ceny – polecamy!
Seven Ladder Canyon i totalnie dzika tyrolka
Docieramy do najważniejszego punktu tego dnia. W końcu coś jaszczurowego 😀 Kawałek pod Braszowem znajduje się Kanion Siedmiu Drabinek (albo według nas Siedem Drabin Kanion :D), który był naszym celem. Mało tego! W tym miejscu zlokalizowaliśmy ciekawą tyrolkę, która ponoć oferuje 30 zjazdów. Musieliśmy to sprawdzić! Z tego co znaleźliśmy z kanionu można wrócić pieszo albo właśnie dzikim zip line między drzewami. Zostawiliśmy samochód na prowizorycznym parkingu przy początku szlaku i pełna na przód!
Sam szlak do kanionu jest bardzo malowniczy. Cały czas poruszamy się drogą żółtego paska. Mamy do pokonania leśną trasę, trochę kamieni i kilka mostków. Nad naszymi głowami faktycznie rozwieszony był metalowy kabel i czasem ktoś po nim zjeżdżał – czyli faktycznie to funkcjonuje!
Dochodzimy do budynku przed kanionem i dowiadujemy się, że zjawiliśmy się trochę za późno. Dostaliśmy do wyboru – albo zrobienie kanionu albo zjazd tyrolkami. Wybraliśmy zip line, bo to mogło być coś ciekawego, a kanion i tak ponoć jest krótki i jeszcze nie raz zrobimy podobny. Ostatni moment na wypożyczenie sprzętu i zjazd to godzina 16:30 – pamiętajcie. Zapłaciliśmy 100 RON od osoby i zostaliśmy wyposażeni w niezbędny ekwipunek do zjazdu. Co dalej? Szybki instruktarz, bo po tej tyrolce poruszacie się zupełnie sami i na własną odpowiedzialność 😀
Docieramy do instruktora, który chyba już się śpieszył na fajrant. Nasz kurs trwał dosłownie kilka minut i nie obejmował jakichś konkretnych zasad bezpieczeństwa 😀 W sumie to nic nie obejmował. Zrobiliśmy próbny zjazd na 5 metrowym kablu i wyjazd 😀
Zip Line w Seven Ladders Canyon – co tu się odwala?
No to co – zabawę czas zacząć! Przypinamy się sami do pierwszego kabla i jedziemy pełną parą, bo osprzęt nie ma żadnego mechanizmu hamowania! Dokładnie, jak się za bardzo rozpędzicie to jesteście zdani na kilka rzeczy – pozycję do hamowania oraz materace przyczepione do drzewa w które przywalicie. Na końcach kabla nie ma żadnych elementów wyhamowujących, po prostu uderzacie pełną parą w gumową kostkę. Cały impet odbija się na Was i serio jest to bolesne, bo przejmujecie całą energię uderzenia! Do tego warto pamiętać jak się przyciągnąć gdy zaczniecie się cofać i gdzie wtedy nie kłaść ręki 😀 Osoby wysokie będą miały nieco łatwiej, bo na końcach zazwyczaj zamontowane są drewniane schodki, gdzie można wyhamować nogami. Łukasz nie miał problemów z wytraceniem prędkości. Niestety Norbert najczęściej nie sięgał i po prostu na tak zwanej pełnej epie trzaskał w drzewo bądź gumowy klocek. No to BHP mamy za sobą, czas na 30 takich zjazdów 😀
Pierwsze tyrolki prowadzą nad płynącym pod nami strumieniem. Widoki są super, a zabawa przednia jeśli jeszcze nie zrobiliśmy sobie krzywdy do tego momentu 😀 Po kilku zjazdach będziemy musieli zejść drabiną do kolejnego kabla. Pamiętajcie, że jesteście odpowiedzialni sami za siebie więc lepiej ku przestrodze przypinać się do poprowadzonej liny. Następne zjazdy będą nieco dłuższe – na oko nawet z 50 metrów. Jeden z kabli będzie prowadził nad małym wodospadem, a następnie zjedziecie nad domkiem co można przyjąć za połowę trasy. Tutaj będzie trzeba przejść pieszo do następnej tyrolki.
Lecimy przed krótsze i dłuższe liny niczym James Bond w filmach akcji. Na wszystkie 30 zjazdów musimy zarezerwować sobie przynajmniej godzinę. Dla dwóch osób czas wydłuża się do około półtora godziny. Na samym końcu obsługa odbiera od nas sprzęt i jesteśmy wolni 😀 Jakie wnioski?
- Nie jest to zip line na pierwszy raz – jeśli wcześniej nie mieliście przyjemności z tyrolkami to możecie się szybko zniechęcić po takich zjazdach. Lepiej zacząć od zorganizowanego zjazdu z firmą.
- Siła uderzenia na końcu jest konkretna w przypadku większości baz. Kwestie BHP totalnie leżą więc miejcie to na uwadze 😀 Pomagajcie sobie nogami podczas hamowania korzystając z drewnianych stopni. Jeśli Was odbije to na spokojnie zacznijcie się przyciągać kładąc dłonie z odpowiedniej strony (żeby Wam nie przycięło). Pamiętajcie, że z większości baz możecie zejść i iść pieszo jeśli się Wam nie spodoba. Po prostu kasa przepada. Nie polecamy tego miejsca jeśli idziecie z dziećmi.
- Widoki są świetne i zabawa przednia gdy już ogarniemy hamowanie. Fajne, leśne krajobrazy, rzeczka, wodospad, śmieszne drabiny. Dobre miejsce dla takich dzikusów jak my 😀
- Kaski mają średnie mocowania do Go Pro – jeśli macie swój to weźcie go ze sobą. Przydadzą się również rękawiczki, na przykład te od via ferraty.
- Pamiętajcie, że trzeba liczyć na siebie więc można poszaleć ale w granicach rozsądku 😀
Rok 2024 wszystko oprócz ceny pozostaje aktualne 😉
Team krótkie nogi pozdrawia Norberta!
Dzięki za aktualizację 🙂