Rumunia Twierdza Ponoru Trekking Niebieski Szlak
EuropaPodróże po EuropieRelacjaRumunia

Twierdza Ponoru i płaskowyż Padis – pomylony szlak

Artykuł w skrócie:

W kolejny słoneczny dzień docieramy na płaskowyż Padis (Park Narodowy Apuseni). Całkiem dobra droga 763 odbija w boczną uliczkę, która zaczyna być nieco wątpliwa – nie dziury są jednak problemem, a wystające kamienie. Jest 13 września 2021, a my w akompaniamencie setki owiec rozkminiamy czy Ford poradzi sobie z takimi wybojami. Wiadomo, że podjęliśmy próbę 😀 Mega delikatnie i powoli aby nie przebić obon zaczęliśmy się turlać w kierunku Glavoi – znanego campingu i pola namiotowego, zaszytego pośród zieleni. Płaskowyż Padis ma do zaoferowania ogrom naturalnych atrakcji, które zawsze są naszym targetem. Niestety nie mogliśmy sobie pozwolić na wszystko, a szkoda! Na pierwszy ogień wjechała więc jaskinia i to nie byle jaka, bo Cetatile Ponorului czyli Twierdza Ponoru. Ale nie tak prędko!

Jakieś 100 nowych subskrybentów 😀
Byle obok nie biegał pies 😀
Jaszczur zza kulis
Droga wydaje się być prosta ale jest wyzwaniem

Polana Glavoi – zielona przystań

Po niezłym boju z kamieniami dojeżdżamy na miejsce. Jak dobrze, że Ford ma nieco wyższe zawieszenie! Choć do Glavoi docierają normalne samochody to naszym zdaniem trzeba nieźle manewrować żeby nie wyjmować zaraz zapasowej opony. Upatrzyliśmy sobie wcześniej restaurację, jednak nikogo w niej nie zastaliśmy. Rozsiedliśmy się więc przy knajpce Cornelus Mol, która znajduje się na samym skrzyżowaniu. Skusił nas zapach i fakt, że mieli już klientów. Według mapy miejsce jest na ten moment tymczasowo zamknięte (kwiecień 2023), mamy nadzieję, że otwiera się gdy robi się ciepło.

Glavoi to urocza polana
I jeszcze więcej wełny!

Dostajemy pyszne, ciepłe śniadanie i zaczynamy rozkminiać mapę szlaków, która według nas jest strasznie nieczytelna. Choć zrobiliśmy sobie wcześniejszy przegląd to nie mogliśmy nanieść naszego planu na proponowane szlaki. Co prawda jeden przypominał naszą trasę ale to nie było do końca to. No nic, w takim razie trzeba iść na czuja 😀 wiedzieliśmy tylko, że interesuje nas niebieska kropka, a potem żółta i w taki sposób można obejść jaskinie i dotrzeć na wzniesienie. Aha, była jeszcze tabliczka, żeby uważać na węże :O W sieci znaleźliśmy informację, że całość zajmuje około 9-10 godzin, a tyle czasu już nie mieliśmy, więc trzeba było cisnąć!

Śniadanie w takim miejscu i w taką pogodę to prawdziwy raj
Obok znajduje się rozkład szlaków – naszym zdaniem średnio czytelny
Żółty zawierał nasze punkty

Polana Glavoi to mega fajne miejsce na camping – choć nie mamy w tym doświadczenia to jest tutaj po prostu turbo ładnie. Zieleń wylewa się z każdej strony. Ogromne pastwiska aż zachęcają żeby tutaj przystanąć, położyć się na trawie i odpocząć z dala od świata. Na miejscu jest kilka knajpek, więc nie jesteśmy całkowicie skazani na siebie samych – można zjeść coś gotowego. W oddali słychać stada owiec, słońce grzeje promieniami, życie jest piękne! Dopóki nie dziabnie Was pies pasterski 😀

Po dojechaniu do Glavoi skapnęliśmy się, że totalnie nie ma zasięgu. Choć dalej na szlaku wszystko działało bez zarzutu to na samej polanie byliśmy odcięci od świata. Miejcie to na uwadze 😊

Początek niebieskiego szlaku

Idąc od strony campingu traficie najpierw na odbicie w prawo na szlak żółtego kółka. Ten prowadzi jednak to innych miejsc, które były w planie w drugiej kolejności. My skręciliśmy od razu na pierwszym, niebieskim kółku kawałek dalej – ale czy słusznie? O tym się dowiemy, niebieski to niebieski 😀 tym bardziej, że na drzewie z oznaczeniem wisiały dwa staniki, kto by się nie skusił, może nie jesteśmy sami w tym lesie ;>

Zgadnijcie dlaczego tutaj skręciliśmy ;>
No i zaczyna robić się ciekawie 😀
Nie powinniśmy iść w dół?

Leśna dróżka prowadziła między drzewami, kamieniami i korzeniami. Nagle większymi głazami zaczęła piąć się do góry, jak to do góry? Nie powinniśmy iść w dół? 😀 Z leśnego cienia wyszliśmy na pełne słońce i całkowicie przypadkiem znaleźliśmy się na punkcie widokowym, który nosi nazwę Belvedere (tak też było napisane na tabliczce przy początku szlaku ale kto by to czytał).  Oprócz nas siedziało tutaj starsze małżeństwo, uff, przynajmniej się nie zgubiliśmy – albo wszyscy się pogubiliśmy 😀

No nie wygląda jak jaskinia 😀 Ale jest za to punkt widokowy Belvedere
Ale za to zdjęcie mega dobre!
Nie można było się oprzeć żeby nie zrobić sesji 😀

Chyba coś tutaj nie gra… Czyli rumuńskie szlaki

Widok super, zdjęcia zrobione, ale co dalej? Jak teraz zejść do tej przepaści? Z tego miejsca skręciliśmy w lewo, bo na drzewie było niebieskie kółko i strzałka. Potencjalnie wszystko się zgadzało, bo zaczęliśmy schodzić w dół. Nagle oznaczenia zniknęły! Ślepa uliczka. Zaczęliśmy sprawdzać wszystkie kierunki w poszukiwaniu szlaku. W lewo – przepaść, prosto – koniec drogi, w prawo – potencjalne, strome zejście w dół ale to nie wyglądało na szlak. Po dłuższej konsternacji wróciliśmy do punktu widokowego. Dopiero teraz skapnęliśmy się, że w drugą stronę też prowadzi szlak z niebieskim kółkiem!

Kurde, powinno wyjść inaczej!
Skręciliśmy tam gdzie pokazuje strzałka – błędnie!

Postanowiliśmy dać mu szansę. Cały czas trzymaliśmy się blisko przepaści i średnio się zanosiło na schodzenie w dół aczkolwiek według punktu na mapie byliśmy coraz bliżej. Nagle dotarliśmy do skrzyżowania szlaków! A tutaj pełna gama do wyboru, czerwony i niebiesko-żółty. Wybraliśmy to ostatnie połączenie, które doprowadziło nas do jeszcze lepszego skrzyżowania, bo oprócz kółek doszły strzałki i tabliczki 😀 Rumunio co tu się dzieje?! Zdecydowaliśmy się na niebieską strzałkę w dół, a tam znak, że Via Ferrata 😀

Znowu do góry?!
Gdzieś tam jest nasza jaskinia 😀
Nooo dobra, podchwytliwe…
No ale teraz to już przeszli samych siebie 😀
Możemy albo wrócić albo wrócić?

Czas na łańcuchy i wielką dziurę

Lecimy w dół stromym zejściem narzekając na rumuńskie oznaczenia. Dochodzimy do kamienistego zejścia, które jest śliskie jakby wczoraj padało. Tutaj trzeba było już włączyć wolniejsze tempo. A to dopiero początek, bo dalej czekało na nas kolejne, mega strome, skalno-ziemiste zejście z łańcuchami! Na szczęście nie była to typowa Via Ferrata, znak był trochę nad wyraz, aczkolwiek i tak było wyzwanie, bo nogi strasznie się ślizgały. Zwłaszcza w naszych adidaskach 😀 Zdecydowanie łatwiej byłoby tutaj wchodzić, a nie schodzić.

W końcu zaczyna się droga w dół 😀
Szlak robi się ciekawy 😀
Śliskie kamienie i łańcuchy – miejskie adidaski to lubią 😀
A teraz szybko zanim skapniemy się, że to nie ma sensu 😀
Nie no nie ma tragedii – prościzna dla Jaszczura

Na końcu czekała na nas kamienista ścieżka i takim sposobem docieramy do wielkiej dziury w ziemi, która ani trochę nie przypomina tego do czego mieliśmy dojść 😀 Coś tutaj ewidentnie jest nie tak. Po dłuższej konsternacji Łukasz decyduje się zejść i zerknąć do środka. Wewnątrz słychać było płynącą wodę – to akurat był dobry znak, bo czytaliśmy, że znajdziemy podziemną rzekę. Norbertowi coś światło, że to może być wyjście z jaskini, a nie wejście. Tak czy siak wewnątrz nic nie było, a bez dobrego światła nie wypadało się pchać do środka. Zaczęliśmy więc dalej podążać szlakiem niebieskiego kółka.

No dobra ale nie o taką dziurę nam chodziło!
Ale jak już jesteśmy to pójdziemy 😀
Kiedy kupisz trochę za duży namiot 😀
To którędy do tej Twierdzy Ponoru?
Dobra, jest niebieski szlak – lecimy
Nie ma lekko, teraz pod górę
Stromo ale do podejścia na luzie 😀

Potężna Twierdza Ponoru

No i beng! Kawałek dalej i jest! W końcu się udało. Twierdza Ponoru czy Cetatile Ponorului stoi przed nami otworem. Ogromny portal jaskiniowy, z którego aż wiało chłodem. Mega widok po mega fajnym trekkingu 😀 Zadowoleni z dotarcia na miejsce robimy zdjęcie i zamiast nacieszyć oko albo przynajmniej podejść do samej groty to zasuwamy dalej, bo czas się kosmicznie nie zgadza, a przed nami jeszcze dwie rzeczy. Tyle z głównej atrakcji. Już myśleliśmy, że będzie trzeba się cofać ale na skale udało się znaleźć niebieskie oznaczenie i… łańcuchy z prętami 😀

W końcu się udało – Twierdza Ponoru
Ej, zrób mi dobre zdjęcie z jaskinią 😀
74 metrowe wejście!
Niby trzeźwy ale można mieć obiekcje 😀

Twierdza Ponoru jest wręcz symbolem tego miejsca. Jaskinia może poszczycić się największym portalem w Europie, który sięga aż 74 metry! Wewnątrz wysokość tej formacji sięga nawet do metrów 100. W głębi poprowadzony jest dalej szlak niebieskiego koła jednak jest on jednak ciężki do przejścia, a przy wysokim stanie wody niemożliwy. Droga prowadzi przy podziemnym potoku, który wypływa 4 kilometry dalej w miejscu nazwanym Izbucul Galbenei. Wewnętrzne przejście jest nawet nazywane przez Polaków Orlą Percią 😀 kuszące wyzwanie dla Jaszczura jednak we dwójkę, pod ziemią, bez znajomości terenu byłby to kiepski pomysł.

Teraz przygoda z wędrówką do góry!
Poręczne faktycznie się przydają 😀

Wspinaczka i rozwiązanie zagadki

Szlak prowadził stromo tak jakbyśmy mieli nim wrócić na główną drogę w kilka minut. Przydało się trochę siły zwłaszcza, że buty strasznie się ślizgały – zalecamy mieć jakieś trekkingowe. W końcu docieramy do drogowskazów, które rozwiały wszystkie nasze wątpliwości – szliśmy od tyłu 😀 Cały szlak pokonaliśmy od końca do początku. Gdybyśmy zaczęli niebieskim poprawnie to do jaskini faktycznie było 30-40 minut tak jak podawały źródła. Wszystkie przeszkody pokonaliśmy na odwrót, a dwa kolejne punkty się od nas oddalały. Poprawne obranie szlaku pozwoliło by potem przeskoczyć na żółty szlak, a tak dziwiliśmy się, że nagle się pojawił. Wróciliśmy na główną drogę i zaczęliśmy się kierować w stronę campingu. Przeszliśmy jakieś 300 metrów i dotarliśmy do nieszczęsnego drzewa ze stanikami – widzicie, dwóch facetów straciło głowę 😀 Polecamy nie podążać za pokusą tylko rozpocząć swoją wędrówkę na prawidłowym szlaku!

Coś mi świta, że jesteśmy blisko
No i proszę bardzo Jaszczur zrobił szlak od końca!
Tutaj też można wejść na żółty szlak ale do innych destynacji

Cofnęliśmy się jeszcze trochę w stronę campingu żeby dojść do początku żółtego szlaku. Tutaj można bez problemu rozpocząć wędrówkę, wszystko jest poprawnie oznaczone. Nawet na mapie Google znajdziecie punkt o nazwie Yellow Dot Trail. Dokąd prowadzi szlak? Przede wszystkim do wniesienia Pietrele Galbenei i jaskini Focul Viu. O tym jednak przeczytacie w osobnym wpisie. Ahoj przygodo!

Co jeszcze można zobaczyć w okolicach Padis?

Płaskowyż Padis to zagłębie podobnych formacji – wapiennych skał, lejów krasowych, jaskiń, wywierzysk, które są uważane za najciekawsze w całych Karpatach. Samych jaskiń jest tutaj około 400! Wszystko łączy się z malowniczymi łąkami i gęstymi lasami.  Sieć szlaków jest bardzo rozbudowana i można tutaj wędrować przez kilka dni. Zwłaszcza, że infrastruktura turystyczna nie jest na najgorszym poziomie.

Najbardziej znanym miejscem jest Jaskinia Niedźwiedzia jedna z największych jaskiń w Rumunii. Na dwóch poziomach rozciągają się ponad kilometrowe korytarze. Górny, a dokładnie jego połowę udostępniono zwiedzającym (jednak tylko z przewodnikiem). Oprócz prehistorycznych nacieków można tutaj znaleźć również znalezione w 1975 szczątki niedźwiedzia jaskiniowego sprzed 15 tysięcy lat!

No ale nie ma co się opierać wyłącznie na znanych miejscach – w końcu Jaszczur lubi nieznane. Polecamy więc włączyć mapę i samemu przeklinać dziesiątki punktów w poszukiwaniu tego co Was zaciekawi. W taki sposób znaleźliśmy kanion Sighistel, o którym przeczytacie w innym artykule 😀

Rumunia Plan Wycieczki Wakacje
Jaszczur Podróżnik YouTube Subskrypcja

Oceń naszą relację!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *