
Ferratowy raj czyli Parco Delle Fucine i Via Ferrata Stretta di Luina
Artykuł w skrócie:
Dojazd i informacje
To są właśnie miejscówki po które przyszliście na tego bloga! Parco Delle Fucine to mały, ferratowy raj, który zajmie na cały dzień każdego pasjonata adrenaliny. Początkujący wspinacze też nie będą się nudzić. Znajdziemy tutaj kilkanaście Via Ferrat, mosty tybetańskie, zip line i dzikie ścieżki. Obiekt cały czas jest dla nas sporą tajemnicą, bo mieliśmy okazję przejść tylko kilka tras i to jest właśnie najlepsze! Pozostało jeszcze tyle do odkrycia. Gdy już zaliczycie wszystkie żelazne drogi przy jeziorze Garda to zachęcamy wybrać się tutaj i spróbować swoich sił na mniej popularnych Ferratach.
Do Parco Delle Fucine dojedziemy w około półtora godziny z Arco, mijając po drodze jezioro Idro (gdzie też możemy zrobić przystanek na Ferratkę, na przykład Fregio i Ginestre). W miejscowości Casto odbijamy w wąską drogę, która doprowadzi nas prosto do parkingu. Podczas naszego pobytu w maju oprócz Jaszczurowozu stało tylko kilka samochodów. Na szlakach minęliśmy garstkę ludzi. Podejrzewamy jednak, że w sezonie obiekt jest oblegany.



Możliwe, że przez to nie wszystkie atrakcje były wtedy dostępne (zip line). Gdy podeszliśmy do recepcji spotkaliśmy tylko starszego pana i wpuszczono nas bez żadnej opłaty czy biletów. Parco Delle Fucine nie jest perełką jeśli chodzi o planowanie – żelazne drogi są rozrzucone, a tablica z poziomami trudności ciężka do rozszyfrowania, bo stworzono własną skalę. Nie łatwo się połapać w tym wszystkim co daje jeszcze większą frajdę z odkrywania 😀 Dokładniejszą mapę znajdziecie tutaj.
Na pierwszy ogień wzięliśmy Via Ferratę o numerze 2 i poziomie AD, która okazała się zbyt trudna (i strasznie śliska) dla osób, które przeszły wcześniej tylko kilka żelaznych dróg.

Via Ferrata Stretta di Luina
Naszym głównym celem w Parco Delle Fucine była Via Ferrata Stretta Di Luina, która nie przyciągnęła nas poziomem trudności, a niesamowitą scenerią. Po zobaczeniu kilku zdjęć w sieci byliśmy dosłownie zauroczeni i musieliśmy się tam pojawić. Dodatkowo trafiliśmy na piękne słońce, które przebijało się przez skały i dodawało kolorytu.




Czym jest Stretta Di Luina? Widowiskową trasą pociągniętą w kanionie – pomiędzy wysokimi ścianami, które tworzą wąski przesmyk. Pod naszymi nogami leniwie płynie strumień, a my po metalowych stopniach nie wspinamy się do góry, a idziemy przed siebie. Cały czas chłodzi nas lekka bryza, czasami ślizgamy się na krzywych prętach, a oczy cieszą się widokami 😀











Żeby dojść do początku musimy niestety dostać się na drugą stronę parku. Nie pamiętamy do końca naszej trasy ale prawdopodobnie wybraliśmy czerwoną drogę podpisaną F.Dragone zahaczając o most tybetański numer 3. Leśną ścieżką doszliśmy do początku Via Ferraty, który oznaczony jest tabliczką. Stretta Di Luina oferuje 460 metrów długości przy łącznym przewyższeniu 25 metrów. Autorzy nadali jej poziom F+. Naszym zdaniem to trasa dla każdego!






Wchodzimy do góry po starych, metalowych stopniach, a następnie schodzimy na dół do małego, drewnianego mostku. Tutaj zaczyna się zabawa! Wpinamy się w kabel zamocowany w ciasnym przesmyku nad małym strumieniem. Otoczeni dzikim wąwozem pokonujemy trasę po metalowych klamrach. Pomimo małej trudności zalecamy uważnie patrzeć pod nogi, ponieważ powbijane pręty są powykrzywiane w różne strony. Ześlizgnięcie się oznacza włożenie nogi do strumienia! Tym bardziej, że momentami idziemy przy samej tafli wody.




Trasa ciągnie się przez kanion po prawej stronie jednak po pewnym czasie dotrzemy do zmiany i będziemy musieli odegrać szpagat na przeciwną ścianę 😀 Takich przeskoków będzie kilka. Otoczenie też zmienia się z biegiem Via Ferraty. Po mrocznym początku wychodzimy do bardziej nasłonecznionych odcinków i jasnych skał. Przejście całej trasy zajęło nam około godziny i była to godzina wspaniałej zabawy!






Inne Via Ferraty
Wracając z trasy Stretta Di Luina przechodziliśmy obok Via Ferraty numer 6. Ta łączy się z mostem tybetańskim numer 2 i pozwala wrócić ścieżką F.Dragone. Daliśmy jej szanse zwłaszcza, że wyceniona jest na PD czyli osoby początkujące powinny dać sobie radę i faktycznie dały. Trasa jednak była mocno siłowa. W dużej mierze prowadzi po metalowych drabinkach. Przejście mostu pokonało jednak Norberta, który nienawidzi tych huncwotów. Co w tej sytuacji? Niestety musiał zejść tą samą trasą w dół i wybrać powrót główną drogą.

Łukasz pokusił się także o przejście Via Ferraty numer 1 wycenionej na tutejsze D – więc wcale nie tak łatwo! Można tutaj znaleźć jednak nietypowy element. Trasa zaczyna się pionowo w górę po małych, metalowych klamrach. Pokonujemy tak kilka metrów i docieramy do uchwytów zawieszonych na łańcuchach. Tego wcześniej nie robiliśmy! Stojąc na drabinkach przepinamy się po ruchomych okręgach. Łukasz nieźle się przytulał do ściany 😀 Trasa kończy się przejściem przez jaskinie.








Mosty tybetańskie
Tak się złożyło, że udało nam się zaliczyć wszystkie mosty tybetańskie, które też różnią się od standardowych. Konstrukcja przypomina literę V. Choć wydają się stabilne to nieźle się bujały! Pierwszy z nich i chyba najdłuższy znajdziecie tuż obok recepcji, po lewej stronie. Kabel pociągnięty jest nad zielonym jeziorkiem. Żeby dostać się do numeru 3 trzeba wspiąć się po ruchomej drabinie. Most numer 2 przejdziemy po pokonaniu Via Ferraty 5, 6 albo 14.









Na ochłodę!
Po zmaganiach na Via Ferratach i mostach możemy odpocząć przy malutkim jeziorku obok recepcji. Można się tutaj kąpać ale uważajcie, bo woda była lodowata 😀 Dodatkowo pływają tutaj małe węże. Jaszczur jednak sam jest niezłym gadem i wskoczył zażyć kąpieli 😀

Zapuszczając się w głąb parku w stronę przeciwną niż Stretta Di Luina wpadliśmy na ciekawą ścieżkę. Każdy kolejny krok przybliżał nas do tajemniczego, zielonego wąwozu. Zaczęły też pojawiać się drewniane mostki i ściany porośnięte mchem. Im dalej tym coraz bardziej mrocznie. Ścieżka doprowadziła nas do wodospadu Cascata del Pisot ale ten niestety był wyschnięty 🙁








