Albania Maja e Rosit Poradnik

Artykuł w skrócie:

Pierwszy dzień naszej obecności w Górach Przeklętych miał być dniem zdobycia jednego z (ponoć) łatwiejszych szczytów – Maja e Rosit, znanego również jako Rosni Peak. Pogoda całkowicie nam nie sprzyjała, ciemne chmury zakryły niebo, a mgła gęsta jak mleko totalnie ograniczyła widoczność. Do tego deszcz i ogólna, ciężka atmosfera. Mimo wszystko wyruszyliśmy na szlak ale po kolei!

Informacje o szlaku

Nazwa szczytu/trasy: Maja e Rosit

Termin wejścia: 30 maj 2021

Warunki: Deszcz, gęsta mgła, śnieg, niskie temperatury

Szlak: Zółto-czerwony, później biało-czerwono-biały. Trasa Valbone – Kukaj – Stani i Rames – Rosni Peak. Korzystaliśmy z tego.

Wyjście i powrót: 8:30 – 17:30

Status: Nieudane

Nocleg w Villa Dini

W sezonie Góry Przeklęte od strony Albanii są bardzo zatłoczone. Zarówno Valbona jak i Theth wypełnione są turystami. To samo tyczy się pozasezonowych weekendów – wtedy hotele także pękają w szwach, tym bardziej, że lokalsi urządzają sobie wycieczki. Ciężko nam było znaleźć nocleg z dnia na dzień ale po kilku próbach dobicia się do pensjonatów na WhatsAppie udało nam dogadać się z Villa Dini. Ponoć nie mieli już pokoi w obiekcie ale mogli nam udostępnić mieszkanie obok i to za mniejszą cenę. Z racji braku alternatyw zgodziliśmy się i nie było czego żałować. Mieszkanko znajdowało się na piętrze pobliskiego domu, gdzie mieszkała rodzina właścicieli. Wszystko było świeżo po remoncie i nie mogliśmy na nic narzekać 😊 Obsługa była bardzo miła i starała się nam pomóc jeśli tylko mieliśmy jakiś problem lub czegoś potrzebowaliśmy.

Nasz domek obok Villi Dini – mieliśmy do dyspozycji piętro po remoncie

Warto wspomnieć, że w sezonie Villa Dini jest także jednym z głównych miejsc gdzie kupimy wycieczkę po górach. To także jedno z niewielu miejsc, które jest w stanie wysłać coś na wzór ekipy ratunkowej w razie gdy stanie nam się krzywda (w Albanii nie ma żadnych służb ratunkowych).

Idąc w góry w Albanii już podczas śniadania poinformujcie obsługę dokąd idziecie, w ile osób, jakim szlakiem się wybieracie i ile planujecie być w trasie. Zostawcie także numer kontaktowy. Oczywiście nie zapomnijcie mieć w telefonie numer do obiektu. Jeśli coś się wydarzy to będzie Wasza pierwsza linia ratunku. Warto mieć też kontakt do polskiej ambasady. Zainstalujcie również aplikację Wikiloc, która pozwoli Wam śledzić ślad GPS innych osób (w przypadku braku widoczności). Główne szlaki są oznaczone ale lepiej dmuchać na zimne.

Góry Przeklęte w Albanii nie są tak odkryte jak od strony Czarnogóry. Gdy przybliżycie mapę Google zobaczycie, że każdy szczyt ma wytyczony szlak właśnie od czarnogórskiej strony. Można więc wnioskować, że jest bardziej przystępny i częściej wybierany. Idąc od strony Albańskiej nie wszystko jest tak oczywiste i lepiej zrobić sobie research.

Tak wyruszyliśmy na szlak – nasz sprzęt górski składał się z niczego
Pogoda jasno próbowała przekazać żeby lepiej zostać w domu
Budynek Villi DIni – tutaj znajduje się restauracja i pokoje

Początek szlaku na Maja e Rosit: Valbona – Kukaj

Przygoda rozpoczyna się od dużego śniadania! Pamiętajcie, że to klucz 😀 Szlak na Maja e Rosit ma jasny początek w Valbonie – przy głównej trasie znajdziecie tablicę informacyjną z rozpisanymi odległościami. Wystarczy jechać przed siebie i patrzeć na prawo. Na mapie powinien znajdować się mniej więcej tutaj. Tablica mówi, że szacowany czas w jedną stronę to 6,5 godziny co powinno nam od razu zapalić lampkę żeby wyjść na szlak z samego rana.

Śniadanie w Villi Dini – zjedliśmy tyle ile się dało żeby mieć duży siły!
Zaczynamy wędrówkę – bluza, plecak i wysokie buty trekkingowe to jedyne co mieliśmy 😀
Tablica informacyjna rozpoczynająca szlak na Maja e Rosit

Nie polecamy zaczynać swojej podróży do razu za znakiem 😀 My poszliśmy po prostu przed siebie i trafiliśmy na płynące obok Valbony strumyki. Z racji, że to był maj poziom wody nie pozwalał na przejście tą trasą. Musielibyśmy od razu zmoczyć buty albo przechodzić na boso! Było trochę zimno, a nawierzchnia nie zachęcała, więc zrezygnowaliśmy z tego pomysłu 😀

Na szczęście można strumyki ominąć… mostem obok! Wystarczy pójść delikatnie naokoło. Następnie odbijamy w lewo i szukamy żółto-czerwonych oznaczeń. Po przejściu kawałka drogi powinniście znajdować się gdzieś tutaj.

No i nie trzeba moczyć stópek!
Za mostem odbijamy w lewo

Idąc dalej zobaczycie, że z lewej stronie płynie rzeczka i to jest dobry znak! Leśną drogą kontynuujemy podróż, aż dochodzimy do małego wodospadu. Trzymamy się dalej strumienia i docieramy do kamienia z oznaczeniem w kształcie flagi. Tutaj szlak mówi, że mamy przejść na drugą stronę jednak poziom wody jest zbyt duży! Znowu trzeba podjąć decyzję czy moczyć buty czy szukać innej opcji.

Kontynuujemy wędrówkę leśną drogą
Tak, to jest wodospad 😀
Tutaj musimy zdecydować jak chcemy się dostać na dalszą część szlaku

Możemy na przykład przebrnąć jakoś przez chaszcze. Norbert wybrał jednak inny sposób i po jakichś kamieniach i drewnianych balach wspiął się kawałek wyżej, okazało się, że było to ogrodzenie od cmentarza 😀 No ale tym sposobem mógł kontynuować wędrówkę. Ola przeszła przez środek zarośli, a Łukasz wybrał wariant przez rzekę. Jakkolwiek pójdziecie powinniście znajdować się właśnie obok Kukaj.

Ola przeszła między drzewami, a potem przez krzaczory

Z lewej strony znajduje się Kafe Kukaj. To miejsce na szybką kawkę jednak według Google jest bardzo niepolecane z racji na oszustwa właścicieli i pobieranie cen z kosmosu. Nie sprawdzaliśmy nawet czy jest otwarte. Z lewej strony znajduje się Hotel Rosi, który cieszy się dobrą opinią. Jeśli chcecie się zaszyć z dala od świata to pewnie jest to dobre miejsce!

Z lewej strony widać ogrodzenie cmentarza po którym przeszedł Norbert 😀 Patrzymy tutaj od drugiej strony, więc po prawo jest Hotel Rosi, a po lewo Kafe Kukaj
Na szczęście dalej był już zrobiony mostek
Zostawiamy Kukaj daleko w tyle… a chmury coraz bardziej nas gonią!

Drugi odcinek szlaku: Kukaj – Stani i Rames

Dalsza wędrówka to spacer po leśnych drogach. Zaprowadzi Was ona do drogowskazu mówiącego, że zostało 5 kilometrów drogi.

Drogowskaz na Maja e Rosit

Tutaj też możecie powoli spodziewać się zmiany oznaczenia. Teraz szlak będzie miał biało-czerwono-białe markery. Szukajcie ich na drzewach i kamieniach. Weszliśmy trochę w las żeby potem przejść po rozległych polanach. Tutaj też spotkaliśmy pierwszy śnieg na trasie co już zaczęło nas niepokoić (byliśmy wtedy górskimi lamusami). W tym miejscu złapał nas też deszcz. Przechodząc leśnymi ścieżkami będziecie mieć widok na duży kocioł między górami.

Biało-czerwono-białe oznaczenia na szlaku
No i wszystko mokre 😀 tyle z naszego “sprzętu”
Wtedy do nas jeszcze nie docierało, że przecież wyżej będą takie warunki 😀

Z lasu wychodzi się na spore rozwidlenie, więc pomyśleliśmy sobie “fajnie, będzie dobrze widać szlak”. Nagle zrobiła się taka mgła, że widoczność spadła wręcz drastycznie. Zaczęliśmy też mijać większe połacie śniegu. Szliśmy jednak dalej, bo ścieżka była jeszcze dobrze widoczna. Zniknęły nam za to z radaru jakiekolwiek oznaczenia. Przebraliśmy buty na wysokie trekkingi i ruszyliśmy wydeptanymi szlakami.

Dobrze jest, widać ścieżkę, lecimy dalej!
Zmiana butów i lecimy dalej

Mijaliśmy skalne osuwiska, a śniegu było coraz więcej. W pewnym momencie szliśmy już na czuja patrząc tylko na ślad w aplikacji. Norbert rysował na śniegu strzałki żeby pamiętać drogę powrotną. W takich warunkach doszliśmy do kolejnego przystanku jakim jest Stani i Rames. Warto wspomnieć, że cały czas na szlaku byliśmy tylko my.

Zaczyna się robić grubo 😀

Docierając do Stani i Rames macie okazję schować się przed deszczem, a nawet spędzić tutaj noc. Znajdziecie tu schronienie (chatka była otwarta), a w sezonie pewnie dzieje się tutaj o wiele więcej co można wnioskować po pociągniętym kablu. Na Google to miejsce oznaczone jest jako kawiarnia 😀 Jest to także punkt, po którym szlak staje się trudniejszy.

Docieramy do Stani i Rames – razem z nami mgła premium
Jak do tego doszło? Nie wiem :O

Trzeci odcinek szlaku: Stani i Rames – Maja e Rosit

Droga przez chwilę prowadziła kamieniami, żeby ponownie wejść pomiędzy drzewka. Tutaj też odnaleźliśmy oznaczenia, woho! I to by było na tyle z radości, bo mgła stawała się coraz bardziej gęsta. Widoczność sięgała może kilku metrów. Trasa skręciła też na prawie pełne połacie śniegu, a my nie mieliśmy żadnego sprzętu górskiego. W ogóle to było nasze pierwsze zderzenie z takimi górami – wcześniej zaliczyliśmy tylko Śnieżkę 😀 Zaczęła się desperacka próba szukania kolejnych oznaczeń, a Norbert zostawiał coraz więcej strzałek. Chodziliśmy od kamieni do kamieni i pilnowaliśmy śladu na aplikacji.

Dalej robi się trochę trudniej, bo nachylenie zaczyna się zmieniać
Powróciły oznaczenia i zapaliła się iskierka nadziei
Ale nie na długo – warunki były coraz gorsze, strzałki uratowały nas na powrocie

W końcu dotarliśmy do momentu, że widoczność spadła do zera, a oznaczeń nie można było znaleźć. Tutaj też podjęliśmy decyzję o powrocie. Dalsze pchanie się w górę byłoby nieodpowiedzialne. Sam fakt, że zaszliśmy tak daleko w taką pogodę nie mijając nikogo innego był już wystarczającym ostrzeżeniem. Zrobiliśmy więc mały przystanek, doszliśmy jeszcze kilka metrów w górę i tam pod kamieniami pozostawiliśmy wizytówkę na pamiątkę 😊 Może kiedyś ktoś ją znajdzie – wtedy stawiamy obiad 😀 Według aplikacji skończyliśmy wędrówkę na 1850 metrach.

Szukanie oznaczeń było coraz trudniejsze
W końcu zostało tylko śledzenie trasy na WIkiloc

Nawet z dobrą pogodą nie udało by nam się zdobyć szczytu. Śniegu było zdecydowanie za dużo i pchanie się tam bez żadnego sprzętu byłoby bardzo głupie. Dodatkowo zdobycie szczytu na pewno wymagało wiedzy wysokogórskiej, a taki kurs zrobiliśmy dopiero rok później. Nawet butów nie mieliśmy odpowiednich jak na takie warunki! Normalnie, jak na 30 maja powinno śniegu być zdecydowanie mniej, jednak lokalsi skarżyli się, że w tym roku zima się bardzo przeciągnęła. Szkoda tylko, że nie widzieliśmy co jest przed nami i co nas czeka. Może podeszlibyśmy sobie kawałek dalej, a tak nie zobaczyliśmy nawet szczytu.

Niestety trzeba było odpuścić tą zabawę

Powrót do Valbony

Schodziliśmy po pozostawionych wcześniej strzałkach. Gdyby ich nie było to pewnie zgubilibyśmy się 5 razy – tym bardziej cieszyliśmy się, że zdrowy rozsądek doszedł do głosu 😀 Minęliśmy Stani i Rames i dopiero w lesie poniżej widoczność wróciła do normy.

Widoczność dopiero poprawiła się w lesie
Schodzimy do Valbony taką samą trasą

Przed Kukaj trafiliśmy na stado owiec i wesołego pasterza. Gdyby nie on to pewnie byśmy mieli problem, bo od razu wystartował do nas pies pasterski.

W Albanii psy pasterskie mogą Was zaatakować. Gdy nie ma pasterza to każda próba zbliżenia się do owiec albo nawet przejście obok będzie odbierana za wrogie podejście. Tylko pasterz chroni Was przed atakiem… albo kamień w ręce. Warto nosić taki w kieszeni i gdy przyjdzie taka sytuacja to zamarkować rzut – w teorii psy powinny wtedy odpuścić. Jeśli tak się nie stanie to trzeba niestety rzucać, bo inaczej może się to źle skończyć. Taka zasada panuje w sumie prawie na całych Bałkanach. Widzicie owce – bierzcie kamień!

W hotelu byliśmy około 17:30 – można więcej sobie policzyć, że w takim tempie nie mogliśmy nawet marzyć o zdobyciu szczytu. Wyszliśmy zdecydowanie za późno. Warto wspomnieć, że to była nasza druga góra w życiu, więc ani wiedzy, ani umiejętności, ani sprzętu! Odradzamy taką brawurową akcję 😀

Jak przygotować się do wejścia na Maja e Rosit?

  • Zrób dobry research – popytaj lokalsów czy polecają wejście w tym okresie albo czy widzieli, że ktoś szedł i bezpiecznie wrócił. Zapytaj też o to ile można się spodziewać śniegu.
  • Jeśli wybierasz się w takich warunkach śniegowych jak my – zabierz sprzęt wysokogórski. Nie obejdzie się bez raków i czekana. Nie popełniaj naszych błędów i nie idź w adidasach – bądź odpowiedzialnym turystą! Bliżej szczytu na pewno wymagane będą zagadnienia turystyki wysokogórskiej. Jeśli chcesz iść bez sprzętu – przyjedź do Valbony gdy stopnieją śniegi.
  • Śledź pogodę – jak widać podczas mgły nie ma ani frajdy z widoków, ani dobrych warunków na wejście.
  • Prześledź trasy na Wikiloc – w przypadku złej widoczności pomogą Ci odnaleźć drogę.
  • Uważaj na psy pasterskie – zwłaszcza jeśli idziesz samemu.
  • Przyda Ci się dobra kondycja 🙂

Albania Plan Wycieczki Wakacje
Jaszczur Podróżnik Subskrypcja

Oceń naszą relację!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *