Bajram Curri – ostatnia ostoja przed Górami Przeklętymi
Artykuł w skrócie:
- Szybki przewodnik po Bajram Curri
- Jedzenie jak u babci – Restaurant Caka w Bajram Curri
- Horror na żywo czyli szpital w Bajram Curri
- Dojazd do Valbony
Wizyta w Bajram Curri jest obowiązkowym punktem podczas podróży do Valbony. To małe miasteczko liczące 4 tysiące mieszkańców stanowi ostatnią kolebkę cywilizacji przed dojechaniem do Gór Przeklętych 😀 Tutaj zrobicie zakupy i zjecie tani posiłek, dlatego polecamy zatrzymać się chociaż na kilka godzin – zwłaszcza, że sam klimat jest tutaj bardzo sielankowy.
Szybki przewodnik po Bajram Curri
Układ miasteczka jest wręcz banalny, a wszystko co potrzebne znajduje się obok siebie. Polecamy zaparkować samochód w okolicy dwóch rond, mniej więcej tutaj. Głównym deptakiem jest Rruga Sylejman Vokshi – tutaj znajdziecie knajpy i towarzyskie życie miasteczka.
Dworzec autobusowy
Do Bajram Curri dojedziecie transportem publicznym – na pewno ze Szkodry (lub do Szkodry), a prawdopodobnie i z Tirany. Niestety tylko tyle zdążyliśmy zaobserwować. Trzeba jednak uważać, ponieważ autobusy nie pchają się na malowniczą trasę SH22, tylko robią kółko przez Kosowo i wjeżdzają na autostradę w Kukës. Radzimy więc być na bieżąco ze wszelkimi zawiłościami paszportowymi albo łapówkowymi. Dworzec znajduje się obok Pałacu Kultury, mniej więcej tutaj.
Zakupy
W miasteczku możecie zrobić zakupy i zaoszczędzić trochę kasy, bo w Valbonie ceny rosną jak inflacja w Polsce. Na końcu deptaka znajdziecie Market Anna, gdzie kupicie wszystko co potrzebne. Chłopak na kasie był bardzo miły i lubił polaków 😀 Nawet dał nam małą zniżkę, więc możemy polecić sklepik!
Inna infrastruktura
W Bajram Curri funkcjonuje także szpital, o którym dowiecie się w akapitach niżej 😀 Ważna informacja jest taka, że jeśli zrobicie sobie coś w górach, to będzie to pierwsze miejsce do którego Was przywiozą, a prawdopodobnie tego nie chcecie!
W mieście jest poczta, bank, stacja benzynowa, dentysta i… centrum turystyczne, a przynajmniej było w maju 2021 jednak zamknięte na cztery spusty. Funkcjonuje również sporo barów i restauracji, z których polecamy nasz wybór.
Jedzenie jak u babci – Restaurant Caka w Bajram Curri
Nic tak nie poprawia humoru jak dobre jedzenie. Zwłaszcza dzień po dniu! Znowu udało nam się strzelić w dziesiątkę. W maju nie ma jeszcze sezonu i większość lokali w Bajram Curri była zamknięta. Wybór był mały więc w ciemno poszliśmy do Restaurant Caka… i jest to jedno z najmilszych wspomnieć z Albanii!
Wnętrze oczywiście nie zachęcało ale musieliśmy dać szansę temu miejscu. Widać było, że oprócz restauracji prowadzone są tutaj także imprezy okolicznościowe. Zajęliśmy stolik, a starsza pani przyniosła nam menu. Jak się okazało była to jedna z najmilszych osób na naszej trasie! Z uśmiechem na twarzy próbowała nam różnymi językami tłumaczyć co jest aktualnie dostępne i świeże. Podobało nam się, że nie było ściemy i wprost pokazała co można zamówić.
Miłe przyjęcie przełożyło się na smak, bo jedzenie było pyszne! Zwłaszcza gulasz – chyba jedno z najlepszych dań podczas wyprawy. Ceny oczywiście były bliskie cebulowemu sercu. Zobaczcie co zamówiliśmy.
Żeby było mało, miła pani na koniec przyniosła tort i nie było mowy, że się nie poczęstujemy 😀 (jak u babci). Ciekawym zbiegiem okoliczności Norbert miał w ten dzień urodziny, więc całkowicie niespodziewanie dostał urodzinowy tort! Od razu humor poprawiony!
Horror na żywo czyli szpital w Bajram Curri
Dzień zbliżał się ku końcowi ale jeszcze czekała nas ostra jazda bez trzymanki. Łukasz numer dwa zakomunikował, że średnio się czuje, bo wpłynęła na niego zmiana wysokości (ciśnienie). No to łeło, łeło! Halo ubezpieczyciel! Halo Google, gdzie jest najbliższy szpital? Jak to gdzie – w Bajram Curri, kawałek od nas 😀 (Przy okazji nie polecamy ubezpieczenia Warty, bo obsługa jest tragiczna, a za odpowiedzią czeka się 3 godziny). Słońce już zaszło, a my podjechaliśmy pod szpital, z zewnątrz wyglądający jak każda placówka w Polsce z głębokiego PRLu, czyli normalnie.
Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że czeka nas Silent Hill… Wchodzimy do środka, nie ma nikogo, recepcja opuszczona. Na korytarzu jedynie migające światło jak w każdym horrorze gdy bohater wchodzi do podejrzanego budynku. Nie wiadomo w którą stronę iść – prosto, w prawo, na dół albo do góry. Nagle ze schodów przebiega śmiejąca się dziewczynka i obwieszcza nam coś w języku szatana (albański brzmi jak sklejka 10 języków). No nic, pozostało szukać pentagramu na podłodze i powierzyć dusze Łukasza jakiemuś Belzebubowi.
Zeszliśmy na dół ale znaleźliśmy tylko jeszcze bardziej obdrapane ściany. Potem spróbowaliśmy pójść prosto. Najpierw minęliśmy otwartą salę z leżącymi ludźmi, którzy sprawiali wrażenie jakby ich Bóg opuścił, a przynajmniej lekarz. No to co Łuki, gotowy na pomoc medyczną? 😀 W końcu w kolejnym pomieszczeniu znaleźliśmy kogoś kto mógł przypominać medyka i jakąś podejrzaną pielęgniarkę.
Oczywiście nikt nie mówił po angielsku więc tłumacz Google poszedł w ruch. Po długich próbach udało się wstępnie nakreślić problem z ciśnieniem. Skończyło się na rozmowie z kimś przez telefon kto posłużył za tłumacza. W momencie gdy Łukasz był zajęty rozmową na sali pojawił się lekarz, a bardziej starszy pan w zbyt długim kitlu. Usiadł sobie wygodnie, wyjął bose stopy z crocsów, pomyział się nimi, zaśmiał i poszedł 😀
Mamy to. Udało się ogarnąć jak pomóc Łukaszowi. Medyk wyciąga dwie podejrzane ampułki z szafki (nie z lodówki), pokazuje i mówi: „Luka, two shots, right now, in your ass”. Wyobraźcie sobie nasze miny! 😀 Co ciekawe, Łukasz się zgodził i żyje do dzisiaj więc tak – szpital w Bajrami Curri dostaje 5 gwiazdek za obsługę klienta 😀 Na pożegnanie Łukasz usłyszał jeszcze słowa otuchy: „Luka, don’t go up, because you die”, a później jeszcze większej otuchy: “Luka, don’t drink”!
Możemy jeszcze wspomnieć, że pomoc którą uzyskaliśmy była bezpłatna, a medyk zarobił jeszcze polską wódeczkę w ramach podziękowania! 😀
Dojazd do Valbony
Cała trasa SH22, która wiedzie do Valbony jest uznawana za najpiękniejszą w kraju. Później od Bajram Curri też można spodziewać się widoków, które niestety nas ominęły, bo jechaliśmy już późną nocą. Najważniejsze, że droga jest odnowiona i w dobrym stanie. W Bajram Curri pisaliśmy jeszcze z hotelami w Valbonie – było naprawdę ciężko, bo wszystko było pozajmowane. W końcu udało się wytargować przystępną cenę z Villa Dini ale o tym opowiemy już w następnym artykule!