Kanioni i Holtes – tajemniczy kanion w sercu Albanii
Artykuł w skrócie:
- Lot z Niemiec do Albanii i darmowy parking pod lotniskiem
- Lądowanie w Tiranie i przygoda z autem
- Co się dzieję na Albańskich drogach?
- Restauracja, której nie ma na mapie
- Most na trasie SH89
- Kanioni i Holtes – kanion ukryty w skale
- Wejście w głąb Kanoni i Holtes
- Informacje praktyczne i przygotowanie na wyprawę do Kanioni i Holtes
Nasza Albańska przygoda rozpoczyna się z lekkim opóźnieniem – miała odbyć się rok wcześniej. Na szczęście 2021 okazał się być bardziej łaskawy. Miesiąc przed wylotem zdecydowaliśmy się jeszcze przesunąć nieco datę z racji na zalegający śnieg w górach i niedostępne szlaki. Mamy jednak wrażenie, że tak miało być i wybraliśmy się do tego pięknego kraju w idealnym czasie. Padło na 22 maj 2021, przy czym bilety kupiliśmy już w styczniu. Koszt? 160zł w obie strony z Berlina linią WizzAir! Kosmiczna promka! Kilka dni później były już za 200 euro. Kolejny argument za tym, że warto było czekać.
Dobry miesiąc przed rozpoczęliśmy przygotowania – klasyczne zaznaczanie punktów na mapie i tworzenie planu. Ostatni tydzień Norbert spędził z nosem w książce, a kilka dni przed wyjazdem przyklepaliśmy oficjalną wersję naszej wyprawy. Tak jak można się domyślić obejmowała ona niemal cały kraj od góry do dołu! Mieliśmy wiele punktów obowiązkowych i wiele opcjonalnych. Niektóre musieliśmy niestety od razu spisać na straty z racji na ograniczenie czasem – a szkoda! Może kiedyś wrócimy odwiedzić pominięte miejsca.
Nasz plan był oczywiście w Jaszczurowym stylu, czyli mega intensywny ale z elementami relaksu. Nie ma to tamto! Trzeba zasuwać 😀 zobaczyliśmy zarówno znane i turystyczne miejsca, jak i mniej znane lokalizacje, do których mało kto się zapuszcza. Nie mogło się obyć bez Albanii poza szlakiem! Tak właśnie opowieść o naszej przygodzie rozpoczyna tajemnicze miejsce na mapie Albanii – Kanioni i Holtes.
Lot z Niemiec do Albanii i darmowy parking pod lotniskiem
Z racji, że musieliśmy zrobić trasę nieco naokoło – wyjechaliśmy późną nocą. Do Berlina jechaliśmy przez Szczecin skąd zgarnialiśmy Łukasza numer dwa 😀 Planowo z samego rana dojechaliśmy do stolicy Niemiec i zaparkowaliśmy na upatrzonym parkingu – tym samym na którym stawialiśmy samochód przy podróży do Czarnogóry. Jest on w pełni darmowy, a obok niego położona jest stacja S-Bahn o nazwie Altglienicke. Dokładną lokalizację znajdziecie tutaj. Kupując bilet na Short Distance Berlin za 2 euro możemy się dostać na lotnisko Berlin Brandenburg dosłownie w kilka minut. Gdy zostawimy auto przechodzimy kładką na stację – tam stoi automat do kupna biletów. Pamiętajcie aby skasować je przed wejściem do kolejki! Oczywiście jedziecie w lewą stronę 😀 Kilka przystanków i jesteście na lotnisku – proste, prawda? PS. Automaty do biletów mają polską wersję językową – w tym przypadku bierzecie bilet Berlin Krótka Trasa.
Na lotnisku pomimo trwającej pandemii można było zauważyć nawet sporo ludzi! :O Jak widać nic ludzi nie powstrzyma przed podróżami – w tym nas 😀 Szybko przepakowaliśmy rzeczy (finalne wciskanie wszystkiego w bagaż rejestrowany), załatwiliśmy nadanie, nacieszyliśmy się powietrzem i hop do samolotu! Przed bramkami musieliśmy jeszcze uzupełnić mały świstek wjazdowy 😀
Nasz lot cieszył się powodzeniem – samolot był wypchany po brzegi jak Jogobella owocami 😀 Około dwie godziny w latającej puszcze zostały nagrodzone na sam koniec pięknymi widokami Albanii – już wtedy czuliśmy, że to będzie mega przygoda!
Lądowanie w Tiranie i przygoda z autem
Około 11 rano lądujemy w Tiranie. Klasyczna akcja z wymianą małej kwoty na lokalną walutę (z Euro na Leki) i od razu lecieliśmy po samochód, bo czekano za nami pod lotniskiem.
Historia z autem i wypożyczalnią to prawdziwa etiuda budżetowego podróżowania. Wyrwaliśmy najtańsze auto ze wszystkich możliwych opcji – 15 euro na dzień. Początkowo mieliśmy dostać Fiata Punto jednak dzień przed zmieniono nam samochód na Forda Fiestę. Albo przynajmniej coś co kiedyś było Fiestą 😀 Nasza fura wyglądała jakby wczoraj wyjechała ze złomu – jedyne co w niej działało to to, że jechała (no i głośniki). To auto przeszło chyba wszystko, było taksówką, pozyskało kilka części od innych samochodów (na przykład drzwi) i zaliczyło masę stłuczek. Plus taki, że można było je zarysować bez skrupułów, w końcu w cenie było pełne ubezpieczenie! Samochód wypożyczyliśmy od GoRentAlbania. Szczegółów dowiecie się w artykule o organizacji oraz osobnym wpisie o ruchu drogowym w Albanii.
Co się dzieję na Albańskich drogach?
Po zatankowaniu samochodu pod lotniskiem (161 lek za litr paliwka 95 – drogo na maxa) rozpoczęła się nasza pierwsza przygoda w Albanii, o której nawet nie wiedzieliśmy… czyli przeprawa autem przez Tiranę 😀 Ruch drogowy w tym kraju ma tylko jedną zasadę – brak zasad. To co dzieje się na drogach aż prosi się o wyzbycie wszelkiej wiedzy na temat ruchu drogowego 😀 Wyobraźcie sobie, że każdy po prostu jedzie jak chce. Wymuszanie jest tutaj na porządku dziennym i nie robi na nikim wrażenia. W dwa pasy jednocześnie chce wjechać 5 samochodów, 4 motocykle i 3 rowery, a między nimi chodzą piesi. Wygląda to na większy chaos niż w Tajlandii! Później okaże się, że w tym szaleństwie jest metoda. Tak czy siak kilka dni i jeździcie jak Albańczycy 😀 Jest to tak ciekawy temat, że przygotowaliśmy dla Was o tym osobny wpis na blogu.
Udało nam się dojechać do galerii handlowej i kupić kartę do telefonu. Bez Internetu ciężko nawigować! Po wyjechaniu z Tirany droga stała się przyjemna choć i tak trzeba było mieć oczy dookoła głowy. Zagrożeniem byli nie tylko inni kierowcy, ale także progi zwalniające, które pojawiały się z znikąd. Tak oto kierowaliśmy się do pierwszego punktu – Kanioni i Holtes.
Restauracja, której nie ma na mapie
Zanim jednak na dobre się rozpędziliśmy musieliśmy coś zjeść. Nie udało nam się znaleźć niczego fajnego w mieście więc polowaliśmy na coś przy drodze. I tak ścieżki poprowadziły nas do uroczej knajpki gdzieś w okolicach Elbasan. Miejsca nie ma na mapach Googla! Czy właśnie znaleźliśmy ukryty skarb?
Nieśmiało weszliśmy do środka, żeby coś zamówić. Byliśmy jedynymi klientami. Restauracje prowadziła rodzina – babcia, mama i córka. Wszystkie garnęly się do pomocy jednak nikt nie potrafił powiedzieć słowa po angielsku. Z pomocą przyszły wydrukowane przez Norberta kartki z nazwami jedzenia i polskimi tłumaczeniami. I tak w sposób pokazywano-albańsko-polski dowiedzieliśmy się co jest dostępne! Takie przygody właśnie lubimy 😀
Nasz pierwszy albański posiłek jedliśmy w ślicznym ogrodzie na totalnym odludziu 😀 Jedyne co mogło zakłócić nasz spokój to trąbiący do siebie kierowcy (potem się dowiedzieliśmy, że na dzień dobry) i… coś czego się nikt nie spodziewał! Przejeżdżający obok pociąg, który nagle wyłonił się zza budynku :O zrobił to z takim hukiem, że wszyscy podskoczyli!
Od razu udało się skosztować tradycyjnej Qofte 😀 Do tego poznaliśmy szczodrość Albańczyków przy podawaniu sałatki – jest jej sporo! Nie można zapomnieć o chlebie jako czekadełko, jeszcze nie wiedzieliśmy, że to tradycja. Od razu także pokusiliśmy się na albańskie espresso. Kopało 😀 Jedzenie było w miarę dobre, a obsługa bardzo miła. Nie patrzyliśmy jeszcze wtedy zbytnio na ceny. Pierwsza styczność z kuchnią odebrana pozytywnie! Jaką nazwę ma to miejsce i gdzie je znaleźć? Restauracja nazywa się Egnatja. Podrzucamy Wam jej lokalizację.
Most na trasie SH89
Trasa z Tirany do Kanioni i Holtes przebiega przez drogę SH89, a przynajmniej naszym zdaniem jest to najszybszy wariant. Wiele osób wybiera właśnie taką drogę z racji na znajdujący się na niej most. Jego położenie znajdziecie dokładnie tutaj. Przecina on jezioro o nazwie Liqeni i Banjes. Most można często znaleźć na filmach o Albanii. Nie jest jakoś specjalnie znany jednak jest to miejsce z fajnym widokiem i dobry moment na przystanek. Widzieliśmy na YouTube kilka filmów na których ludzie skakali z niego do jeziora! Planując trasę możecie wziąć go pod uwagę!
Po drodze znajdziecie też wiele fajnych miejsc na zdjęcia. Widoki są piękne i jedyne w swoim rodzaju. Warto zatrzymać auto na moment i nacieszyć się naturą – zwłaszcza, że dookoła jest totalna cisza. Raczej nie są to często uczęszczane drogi!
Kanioni i Holtes – kanion ukryty w skale
Im bliżej kanionu tym trasa stawała się gorsza. Końcowy odcinek trzeba już pokonać po szutrowo – kamienistej drodze. Nie ma co się zniechęcać – można przejechać będąc uważnym. Skoro Fiesta z 4 pasażerami i bagażem dała radę to chyba wszystko da! Skupienie zmysłów i pełna na przód. Autem dostaniecie się praktycznie pod sam kanion – aż do małego parkingu. Obok znajduje się knajpka i ogromny klif, którego nie sposób nie zauważyć. W oddali będzie już widać wejście do kanionu pomiędzy skałami.
Z racji, że przyjdzie Wam brodzić w wodzie zachęcamy do przebrania się w kąpielówki i buty do wody. Zanim wybierzecie się w głąb przygotujcie się na chłodną kąpiel do pasa i masę kamieni 😀 Jak zejść do początku kanionu? Opcje są dwie. Możecie podejść pod samą ścianę i zejść po kamiennym płytach albo skorzystać z ustawionych specjalnie kamieni – kawałek wcześniej, które imitują schody.
Wejście w głąb Kanoni i Holtes
Przygoda rozpoczyna się od wejścia pomiędzy ogromne skały. Wewnątrz można już zauważyć turkusową wodę i… poczuć nieprzyjemny zapach! Dlaczego tak jest? Tego nie wiemy? Czy zatem wejście do kanionu jest bezpieczne? Tego też nie wiemy 😀 Po cichu mieliśmy nadzieję, że nie ma on nic wspólnego ze ściekami albo jakimiś odpadami z elektrowni, które wyżrą nam skórę 😀 mimo, że otoczenie mówiło coś innego… A może była to po prostu długo stojąca woda i nie trzeba się niczego bać? Znajdujący się wewnątrz malutki zbiornik z intensywnie turkusową wodą był właśnie argumentem za tą tezą. Zdecydowaliśmy się więc pójść dalej!
Żeby w ogóle rozpocząć dalszą wędrówkę trzeba… zamoczyć się do pasa w zimnej wodzie 😀 inaczej dalej nie przejdziecie! Polecamy zrobić to na raz i bez zastanowienia. Jak prawdziwe Jaszczury! Nie ma co wymiękać, ahoj przygodo! Na pocieszenie zdradzimy, że będzie to najprawdopodobniej najgłębszy punkt w całym kanonie.
Dalsza przygoda jest już nieco łatwiejsza – do pokonania pozostają kamienie i płynący w środku strumyk. Rozpoczynają się też piękne widoki. Zostajemy otoczeni przez ogromne, nieregularne formy skalne. Dodatkowo w naszym przypadku była to tak zwana golden hour – czyli najlepszy moment zachodu słońca, który nieśmiało przebijał się przez skały. Promienie odbijały się od wody tworząc cudowny widok!
Idąc w głąb kanionu będziecie mieli do pokonania mniejsze lub większe przeszkody – od wartkich strumyków po półki skalne, wielkie kamienie i wąskie szczeliny. Jeśli ktoś lubi takie dzikie akcje to na pewno będzie zadowolony. Gdzie kończy się kanion? Niestety nie wiemy. Zbierając informacje na jego temat natknęliśmy się na zdjęcie wielkiego, jajowatego głazu wciśniętego pomiędzy skały, który wieńczył całą wyprawę. Nie doszliśmy jednak do tego punktu lub otoczenie wygląda już inaczej, bo przeszliśmy naprawdę spory kawałek.
Finalnie dotarliśmy do miejsca, w którym dalsza wędrówka robiła się już nieco bardziej niebezpieczna – kolejne głębokie przejście, a następnie ciemny zaułek. Gdyby godzina była nieco wcześniejsza to pewnie zdecydowalibyśmy się pójść dalej. Niestety zbliżał się wieczór i nie chcieliśmy ryzykować już takich akcji. A szkoda! Chętnie byśmy się dowiedzieli co jest dalej i czy doszlibyśmy do tego głazu 😀 Nie jesteśmy z tego faktu zadowoleni ale tak czy siak frajdy było co nie miara! Mega kusiło nas żeby iść dalej! Rozsądek jednak wygrał – no i może fakt zapachu tej wody. Co jeśli faktycznie jest skażona, a my się cali zamoczymy? 😀
Teraz przeglądając jeszcze więcej informacji (miejsce stało się bardziej popularnej przez boom na Albanię) i zerkając jeszcze uważniej na mapę można zobaczyć, że dalej znajduje się jaskinia – może do niej prowadzi kanion?
I tak byliśmy zadowoleni, bo rozpoczęliśmy Albański trip od dzikiej przygody w mało uczęszczanym miejscu. Widoki po drodze są obłędne – kanion robi niezłe wrażenie, zwłaszcza skąpany w zachodzącym słońcu. Jeśli szukacie czegoś poza szlakiem to zdecydowanie polecamy się tutaj wybrać. Może uda Wam się znaleźć więcej informacji o tym miejscu. W pobliżu można zauważyć rury biegnące w górę klifu. Może ma to jakieś powiązanie z podejrzanym zapachem? Dla nas to już zawsze pozostanie tajemnicą 😀 Może to i lepiej?
Po drodze znaleźliśmy jeszcze bardzo stary most, który biegł nad wyschniętą rzeką. Zeszliśmy zobaczyć jak to wygląda i niestety gorzej niż sądziliśmy 😀 do tego wejście było totalnie z innej strony – nie mieliśmy już czasu na obejście, bo musieliśmy jeszcze dojechać do Beratu i znaleźć jakiś nocleg w trasie. Na pożegnanie z Kanioni Holtes i dzisiejszym dniem przybyły nam krówki!
Informacje praktyczne i przygotowanie na wyprawę do Kanioni i Holtes
- Kanioni Holtes zlokalizowane jest tutaj
- Najlepszy dojazd do trasa SH89 od strony Elbasan
- Kanion nie jest bardzo wymagający, a przynajmniej jego początkowe etapy
- Przygotujcie się na zamoczenie w wodzie przynajmniej do pasa
- Weźcie ze sobą kąpielówki i buty do wody
- Należy uważać na spadające kamienie – można wyposażyć się w kask (a nawet powinno)
- Obok znajduje się knajpa i kemping
Cześć, piękna relacja!
Zastanawiam się czy wolno samochodem z wypożyczalni jechać do Kanioni oraz Komani Lake? Przy wynajmie przez booking można wyczytać, że nie wolno “jeździć po nieutwardzonych drogach lub drogach, gdzie powierzchnia lub stan może uszkodzić samochód”. Jak to było u was?
Hej! My normalnie jechaliśmy wypożyczonym samochodem zarówno do Kanioni Holtes jak i do portu w Koman Lake. Drogi nie są super ale jadąc powoli nic nie uszkodzicie – wystarczy zachować uwagę. Nasze auto było też totalnym gratem więc jedna dziura więcej nic mu nie zrobiła 😀