Doi Inthanon na skuterze – najwyższy szczyt Tajlandii
Artykuł w skrócie:
- Park Narodowy Doi Inthanon
- Przygotowanie do podróży
- Dojazd do parku z Chiang Mai i bilety wstępu
- Doi Inthanon i okolice – gotowy plan wycieczki
- Powrót przez nieznane tereny Doi Inthanon
- Popularne atrakcje w niedalekiej okolicy
- Podsumowanie i kosztorys
Park Narodowy Doi Inthanon
Doi Inthanon – to zarówno nazwa najwyższego szczytu Tajlandii (2565 m.n.p.m), jak i Parku Narodowego, w którym się on znajduje. Całość położona jest w dość znanej i turystycznej prowincji na północy Tajlandii – Chiang Mai. Góra należy do pasma “Tanen Taunggyi”, które z kolei jest częścią Himalajów.
Nazwa Doi Inthanon pochodzi od ostatniego króla Chiang Mai zwanego Inthawichayanon, który słynął z ochrony lasów na północy kraju. Jego ciało po śmierci miało być złożone na szczycie góry Doi Luang (czyli duża góra), tak też zrobiono, a nazwę góry zmieniono na Doi Inthanon.
Park Narodowy Doi Inthanon to dom dla wielu gatunków fauny i flory. Znajduje się tu około 400 różnych roślin i zwierząt, nieznanych w innych częściach Tajlandii. Ponadto w Parku uprawiane są truskawki, kawa, herbata i zapewne kilka innych rzeczy, których nie udało nam się rozpoznać 🙂 W głębi można znaleźć wioski, w których czas dosłownie się zatrzymał. Spotkamy też słynne w wielu północnych rejonach Tajlandii “długie szyje”.
Przygotowanie do podróży
Wiecie już co nieco o samym Parku, zatem czas na przydatne informacje odnośnie przygotowania się na pasjonującą i budżetową wycieczkę – czyli tak, jak Jaszczury lubią najbardziej 😀
- Po pierwsze – zakładamy, że bazą wypadową będzie Chiang Mai więc weźcie to pod uwagę. Ile czasu będzie nam potrzebne? Aby zobaczyć najważniejsze atrakcje Parku i zboczyć delikatnie z przetartego szlaku w głąb Parku, a następnie wrócić do Chiang Mai w miarę normalnych godzinach (to znaczy tak, żeby nie jeździć po nocy) wystarczy nam jeden cały dzień. Dzięki temu nie musimy martwić się o nocleg na miejscu – chociaż radzimy wyjechać dosyć wcześnie!
- Najlepszą formą transportu jest oczywiście skuter. Jeśli na jeden będzie przypadać jedna osoba, to teoretycznie bez znaczenia jaki model wybierzemy (no może oprócz 50cc). Zarówno 110cc, 125cc i tym podobne dadzą radę – no chyba że są już mocno zajechane i ledwo jadą. Jeśli na skuterze będą znajdować się dwa Jaszczury, to najlepiej wybrać model 125cc w dobrej kondycji technicznej. Co prawda na szczyt góry prowadzi gładka, szeroka i asfaltowa droga, jednak jest na niej kilka “stromych” odcinków, gdzie słabsze skutery mogą teoretycznie nie dać rady. Nawet nasza niezniszczalna Honda Click, wyciskała ostatnie poty i wręcz płakała wjeżdżając z zawrotną prędkością 20km/h pod niektóre górki 😀 (jechaliśmy w 2 osoby). Nie wspominając już nawet o tych “bocznych offroadowych szlakach” które zwiedziliśmy!
- Złota rada – jeśli czujecie się niepewnie za kierownicą ale za wszelką cenę chcecie przeżyć przygodę i pojechać podobnie jak my, szlakiem gdzie nie ma turystów, a widoki zapierają dech w piersiach (serio, warto) to weźcie jeden skuter na jedną osobę. Kierowcy mający doświadczenie w jeździe motocyklami mogą pomyśleć o wzięciu pasażera – jednak zalecamy ostrożność, bo łatwo o uszkodzenie skutera (i siebie).
- Kolejną cenną radą jest zatankowanie skutera do pełna przed wjazdem na teren Parku. Trasy są wymagające dlatego spalanie również wzrasta. Zjeżdżając z trasy w dżunglę nie uraczymy żadnych stoisk z paliwem, a gdy dodatkowo lekko zagubimy się na szlaku, a paliwa nagle zabraknie to mamy lekki problem. Jeśli nie posiadacie uchwytu do telefonu to warto zastanowić się nad zakupem lub ewentualnym wypożyczeniem takowego – my nie mieliśmy, co skutkowało częstym zatrzymywaniem się w celu sprawdzenia prawidłowości trasy. Lub po prostu Norbert nawigował trzymając telefon w jednej ręce czego nie polecamy.
- Pamiętajcie o prawidłowym doborze kasku – cały dzień spędzić “w siodle” więc nie może Was uwierać. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie próbujcie naśladować brawurowych Tajów 🙂
- Zabierzcie ze sobą długie spodnie, bluzę i ewentualnie kurtkę wiatrówkę (jeśli zabraliśmy ją ze sobą do Tajlandii) – na górze potrafi być naprawdę chłodno. Zmianę temperatury będziecie stopniowo odczuwać wjeżdżając wyżej i wyżej. Opcjonalnie możecie zabrać rękawiczki (chociaż wątpimy, że ktoś zabiera takie fanty do Tajlandii) i cienki komin, buff czy arafatkę. Zabierzcie oczywiście coś do picia i przekąski – po drodze miniemy kilka malutkich sklepików jednak są one dosyć skąpo zaopatrzone. I najważniejsze z najważniejszych – dobry humor i uśmiech na twarzy!
To wszystko, możecie jechać!
Dojazd do parku z Chiang Mai i bilety wstępu
Od centrum Chiang Mai do bramek Check Point 1 z biletami dzieli nas około 70km, większość trasy stanowią drogi szybkiego ruchu, dobrze utrzymane i po wyjeździe z centrum raczej średnio ruchliwe. Pokonanie tej trasy spokojnym tempem z ewentualnym przystankiem na śniadanie (jeśli zdecydujecie się tak jak my wyjechać z samego rana) zajmuje około półtora do dwóch godzin. Na bramkach czeka Was kupno biletów wejściowych do Narodowego Parku Doi Inthanon – koszt wynosi 300THB/osoba dorosła (150THB/dziecko) + 20THB opłaty za każdy wjeżdżający skuter. Park jest czynny cały rok, codziennie od 5.30 do 18.30. Po zakupie biletów czeka Was asfaltowa droga z wieloma wzniesieniami prowadząca na sam szczyt. Jej długość to około 40km. Czas na jej pokonanie uzależniony jest od tego w ilu miejscach po drodze się zatrzymacie ale o tym za chwilę 🙂 Należy wspomnieć, iż jeśli zboczycie z głównej drogi, tak jak zrobiły to Jaszczury, to stan drogi z dobrego zmieni się na tragiczny – godny miana “offroad” 😀
Doi Inthanon i okolice – gotowy plan wycieczki
Wodospad Mae Klang
Pierwszym punktem naszej wycieczki, jeszcze przed dojechaniem do bramek z biletami był wodospad Mae Klang. Znajduje się on zaledwie kilka kilometrów od wspomnianego Check Pointu, także nie musimy nadrabiać dużo drogi. Wstęp jest bezpłatny, a sam wodospad raczej mało tłoczny z rana. Jest to fajny przystanek i dobra rozgrzewka przed kolejnymi wodospadami 😀
Wodospad Wachirathan
Następnie po kupnie biletów udajemy się w górę do kolejnego wodospadu o nazwie Wachirathan Waterfall – wodospad ten jest kilkukrotnie większy od poprzedniego i robi nie lada wrażenie. Olbrzymi strumień wody spadający z kilkunastu metrów i uderzający o skały tworzy przyjemną, mokrą mgiełkę, która idealnie chłodzi w upalny dzień. Przy znaku z nazwą staliśmy już prawie cali mokrzy! Nie warto jednak przesadzać, jeśli zmokną Wam ciuchy to nie będzie Wam do śmiechu w wyższych partiach parku. Jeśli będziecie mieli szczęście, to zaobserwujecie powstającą tęczę w dolnych partiach wodospadu 🙂
Wodospad Sirithan
Kolejnym wodospadem na drodze jest Sirithan Waterfall – ten przyjdzie Wam oglądać z oddali. Platforma obserwacyjna jest oddalona od wodospadu, przez co jego atrakcyjność odrobinę maleje. Jest po drodze, także tak czy siak warto zawiesić na nim oko – przecież nigdzie się nie śpieszymy, prawda ? 🙂
Słynne stupy na szczycie Doi Inthanon
Kolejny punkt – chyba najbardziej kojarzony z Doi Inthanon i zdjęciami z internetu to dwie stupy Phra Mahathat Naphamethanidon & Naphapholphumisiri. Obiekt jest czynny od 8.30 do 17.00. Wjazd tutaj jest dodatkowo płatny i wynosi 40 THB/osoba. Brami znajdują się tutaj. Nie miejcie jednak wygórowanych oczekiwań – fotki zamieszczone w Internecie są dosyć mocno podkoloryzowane i sztucznie upiększone – na żywo to miejsce niestety nie robi tak wspaniałego wrażenia. Jaszczury stwierdzają że ładniejsze od samych budowli były niesamowicie zadbane ogrody i kwiaty otaczające nas niemal z każdej strony.
Dwie widoczne stupy zostały wybudowane przez Royal Thai Airforce w celu uczcenia 60 urodzin królowej i króla (1987r oraz 1992r.). Położone są one na wysokości 2146 metrów nad poziomem morza.
Jadąc w górę, zatrzymujemy się przy Kew Mae Pan Nature Trail – niestety, informacje w Internecie tym razem okazały się jak najbardziej aktualne – szlak jest zamknięty od czerwca do października 🙁 Bazując na opiniach, zdjęciach i filmach z sieci jest to cudny szlak trekkingowy z pięknymi panoramami i bujną roślinnością. Jego długość to około 2-3 kilometry. Jeśli jedziecie w okresie kiedy jest on czynny, zarezerwuj sobie na niego od 2 do 3 godzin. Należy również pamiętać że na szlak można wejść jedynie z przewodnikiem – oczywiście usługa taka kosztuje około 200 THB/osoba. Ze smutną miną ruszamy dalej…
Ang Ka Nature Trail
Jaszczur jednak nie odpuszcza! W niedalekiej odległości od wcześniej wspomnianego szlaku, tuż przy najwyższym punkcie Doi Inthanon znajduje się krótszy szlak, na który w 100% warto się wybrać. Jego nazwa to Ang Ka Nature Trail. Już pierwsze kroki postawione za tabliczką z nazwą szlaku przenoszą nas w krainę baśni i magii. Serio! Szlak wygląda momentami tak, jakby od wielu lat nie było w nim ludzi, a natura mogła w końcu “przejąć” swój teren. Pokryte mchem poręcze, drzewa rosnące na wskroś szlaku pod którymi trzeba przejść, korzenie powoli wrastające w drewniany podest po którym właśnie idziemy i wiele innych aspektów tworzy ten niepowtarzalny klimat. Mimo, że nie jest to jakiś super hiper tajemny szlak i odwiedza go za pewne wiele osób roślinność nie jest poniszczona i może żyć własnym życiem – brawo ludzie!
Szczyt Doi Inthanon
Od szczytu dzieli nas kilkadziesiąt metrów, nie wiedząc o tym podjeżdżamy skuterem na olbrzymi parking. Po lewej stronie drogi którą przyjechaliśmy znajduje się jakieś tajne centrum obserwacyjne (?), zaś z drugiej strony wejście do najwyższego punktu Tajlandii – sam szlak jest ładny, jednak bez przesady. Mijamy tablicę informacyjną, przechadzamy się szlakiem wśród gąszczu i powoli schodząc w dół niespodziewanie wychodzimy w miejscu, w którym po drugiej stronie ulicy znajdował się właśnie Ang Ka Nature Trail 😀
Powrót przez nieznane tereny Doi Inthanon
Teoretycznie w tym momencie następuje zwrot w stronę wyjścia, zjeżdżamy w dół ustawiając wcześniej w GPS na nasz ostatni punkt, czyli wodospad Mae Ya. Po kilku kilometrach zatrzymujemy się jednak i przyglądamy mapie – każe ona nam wyjechać z parku tą samą drogą którą przyjechaliśmy, po czym prowadzi bezpośrednio do wodospadu – NUDA. Widzimy jednak trasę alternatywną prowadzącą przez prawie sam środek parku Doi Inthanon, nie zastanawiamy się długo, ahoj przygodo (niby tylko 10 minut dłużej)!
Dojeżdżamy do zjazdu proponowanego prze Google – jednak coś tu jest nie tak. Trasa wygląda tak hardcorowo, że odpuszczamy i szukamy wśród innych odnóg od głównej drogi. Znaleźliśmy wąską, betonową drogę o średnim stanie, jednak nie przeszkadzało nam to zbytnio i rozpoczęliśmy podróż w nieznane. Po kilku kilometrach droga zrobiła się wyboista i momentami bardzo stroma (zarówno w górę jak i w dół). Zaczęły pojawiać się 180 stopniowe zakręty pokryte liściami i patykami – raczej często się tędy nie jeździ! Po kilku kolejnych kilometrach zaczęła się szutrowa droga i nic nie wskazywało na dalsze problemy…
Po jakimś czasie dotarliśmy jednak do odcinka extreme naszej trasy – OCH JAK BARDZO SIĘ WCZEŚNIEJ MYLILIŚMY! Ta trasa to prawdziwy offroad! Oprócz nas od kilkunastu minut nie było żywej duszy, co prawda mijaliśmy mniejsze chatki i pola uprawne wielu roślin jednak oprócz 2 pick-upów zaparkowanych koło jednej z nich nie było ani pojazdów ani ludzi. Chwila namysłu – przejechaliśmy już kawałek drogi, nie opłaca się cofać… Postanawiamy zaryzykować. Błoto, olbrzymie koleiny i wystające z ziemi duże kamienie były najmniejszym zmartwieniem. Największym problemem był gubiący się sygnał GPS przez co czasem byliśmy zdani sami na siebie.
Odłożyliśmy telefon i jechaliśmy po prostu w miarę główną drogą, a na rozwidleniach kierowaliśmy się na czuja. W pewnym momencie zobaczyliśmy kierunek na wodospad Nam Tok Mae Pan Fall. Od tak, po prostu, po środku niczego – znak.
Wodospad Mae Pan
Skoro i tak już byliśmy w pustyni i w puszczy postanowiliśmy się tam udać 🙂 Po ciężkich bojach w błocie dojeżdżamy do końca drogi, gdzie wbita była tablica mówiąca, że na wodospad Mae Pan trzeba iść do dżungli. Długo się nie zastanawiając (w końcu czas się zaczął liczyć, bo nie wiedzieliśmy jak długo zajmie nam wydostanie się z dżungli) ruszyliśmy szlakiem, rozpoczynając tym samym prawdziwy trekking. Czasem ścieżka się rozchodziła jednak szliśmy trasą najbardziej wydeptaną, aż w końcu trafiliśmy na pierwszą kaskadę wodospadu. Kawałek dalej kolejna kaskada pojawia się przed naszymi oczami, tym razem wyższa i bardziej okazała! U jej stóp znajdowało się oczko jednak zważywszy na zaobserwowany prąd odmówiliśmy sobie kąpieli. Przez chwile wydawało nam się, że można wspiąć się jeszcze wyżej jednak po wdrapaniu się na kilka metrów w obawie o nasze życie zrezygnowaliśmy z tego planu i wróciliśmy do skutera.
Dalej przeprawiamy się przez dżunglę – w pewnym momencie poziom paliwa spada do ostatniej kreski, staramy się jednak nie panikować… Na zmianę zdania było już zbyt późno. Wjechaliśmy do małej, aczkolwiek krętej wioski, w której delikatnie się zgubiliśmy. Wszyscy ludzie których mijaliśmy patrzyli się na nas jakby widzieli ducha. Chwilę się pokręciliśmy szukając trasy – zaczęto się do nas uśmiechać jednak trochę podejrzliwie, jakbyśmy mieli zaraz wylądować na rożnie! 😀 Nagle wyprzedziła nas starsza Tajka na skuterze – nie dowierzaliśmy ale próbowaliśmy za nią jechać wychodząc z założenia, że zna drogę wyjścia – niestety jechała tak szybko, że znikła nam z oczu. W końcu dojechaliśmy do w miarę normalnej drogi, co jakiś czas zaczęliśmy mijać pojedyncze samochody i Tajów remontujących nawierzchnie ze zdziwieniem przyglądającym się 2 farangom na skuterze.
Wodospad Mae Ya
Zaczął również działać GPS, okazało się, że jesteśmy kawałek od naszego celu – super! Dojeżdżamy, Google krzyczy TO TU, DOJECHALIŚCIE. Nic bardziej mylnego! Nie ma wody, nie ma wodospadu, nie ma nawet szumu małego strumyka, jesteśmy na drodze, a wokół same drzewa! Trochę nam smutno, bo miał to być największy i najładniejszy wodospad znajdujący się w tym parku… Zawiedzeni i smutni ruszamy dalej żeby po kilku kilometrach dojechać w końcu do drogi asfaltowej – mogliśmy jechać w prawo do domu lub jeszcze ewentualnie w lewo w okolice miejsca gdzie rzekomo miał znajdować się wodospad. Zmieszani czy ryzykować (paliwo to już były opary) postanowiliśmy podjechać dosłownie kawałek w lewo zakładając, że jak nic nie będzie to szybko zawrócimy… Po kilkuset metrach nagle wyrosła przed nami tabliczka Mae Ya Waterfall – W KOŃCU! Wodospad to istny olbrzym, brakuje słów by go opisać, dlatego poniżej wrzucamy kilka fotek, w celu oddania jego piękna! Jednogłośnie potwierdzamy – jest to najładniejszy wodospad w parku (wśród tych które udało nam się zobaczyć). Warto było przeżyć taką przygodę! 😀
Teraz jak patrzymy na mapę to okazało się, że przejechaliśmy dosłownie cały Park w szerz totalną dżunglą! :O Zobaczcie sami. Od wodospadu Mae Pan do wodospadu Mae Ya centralnie przez środek. Jak? 😀
Po wszystkim udaliśmy się do najbliższej stacji i wróciliśmy do Chiang Mai. W połowie drogi niebo zaszły burzowe, ciemne chmury. Dodatkowo zerwał się taki wiatr, że ziarenka piasku uderzały w nasze nogi. Bolesne przeżycie ale jechaliśmy dalej mając świadomość że może być tylko gorzej. Po chwili jednak stanęliśmy aby ubrać długie spodnie i bluzy bo ból był już nie do wytrzymania. Tuż przed Chiang Mai złapała nas olbrzymia ulewa! Czekały na nas totalnie zalane ulice lecz daliśmy radę przejechać bez zatrzymywania i wkładania nogi w ogromną kałużę… Co z tego jak dosłownie kilka metrów przed hotelem kierowca obok przejechał tak szybko, że wielki strumień brudnej wody z ulicy doszczętnie nas zmoczył – no cóż, to był dziwny dzień 😀
Popularne atrakcje w niedalekiej okolicy
Jeśli w okolice Doi Inthanon wybieracie się na 2 dni, lub nie pojedziecie trasą extreme i będziecie mieli jeszcze trochę wolnego czasu, to w okolicy możecie jeszcze udać się do Wat Phra That Si Chom Thong Warawihan oraz Pha Chor Canion. W samym Doi Inthanon są dziesiątki ciekawych punktów do zobaczenia – polecamy przybliżyć mapę Googla i klikać wszystko 😀 Jeśli znacie jakieś super miejscówki dookoła, podzielcie się w komentarzu.
Podsumowanie i kosztorys
W standardowym planie takiej wycieczki zobaczycie wszystkie główne wodospady, słynne pagody, szczyt góry i Ang Ka Nature Trail. Oczywiście może ona zawierać też inne atrakcje. Cały park jest warty odwiedzenia i poświęcenia mu czasu. Bierzcie więc skuter i ruszajcie na własną przygodę! A teraz kosztorys naszej jednodniowej wycieczki:
- Wynajem skutera (Honda Click 125cc) – 150 THB/2 osoby
- Śniadanie – 50 – 100 THB/ osoba
- Napoje 50 – 100 THB/ osoba
- Do tego doliczamy paliwo i bilety wstępu