Rumunia Oradea Park Wody Nymphaea Aquapark

Artykuł w skrócie:

Rumuńska przygoda rozpoczyna się w słoneczny dzień, a to mega napawa optymizmem, zwłaszcza gdy wszystkie atrakcje znajdują się na zewnątrz. Oczywiście najpierw trzeba uiścić opłatę w postaci złamanych pleców, bo dystans z Poznania do Oradei nie jest dobry do robienia go na raz! Konwertujemy więc Forda w sypialnie na stacji pod Barwinkiem i przechodzimy szybką poradę ortopedyczną. Łukasz okupuje bagażnik, a Norbert przyjmuje postać krewetki na przednim siedzeniu. Klasyka Jaszczura. Smutna buła na Orlenie i ciśniemy prosto do Rumuni!

Chyba trochę przesadziliśmy z bagażami 😀 Z drugiej strony jak jest miejsce to trzeba je wykorzystać!
Czas złamać plecy! Choć wyjątkowo udało nam się przespać kilka godzin

Na trasie poznajemy jeszcze jakąś ekipę z Polski, z którą trzymaliśmy się na jednym szlaku prawie do samego celu – odbili kawałek przed nami do Hajduszoboszlo. Serdecznie pozdrawiamy 😀 A my zmęczeni, głodni i niesamowicie szczęśliwi parkujemy w Oradei. Jest 11 września 2021 – trwa pandemia, a na granicy oprócz nas nie było nikogo! Nikt też nie przejął się jakąś specjalną kontrolą. Z drugiej strony patrząc na Forda pewnie wpuszczają nas z litości 😀

100% ochrona przed kradzieżą to udawanie, że nie opłaca się tego kraść 😀
Pozdrawiamy ekipę, z którą trzymaliśmy się na trasie!

Zostawiamy auto przy Parku 1 Grudnia i od razu naszą uwagę przykuwa lecąca muzyka, coś na wzór festynu. Lecimy więc z pustymi brzuchami z nadzieją na pierwsze rumuńskie jadło ale dostajemy szybko w twarz tureckimi przysmakami po horrendalnych cenach i zmywamy się szybciej niż przyszliśmy ☹

Szykowała się niezła wyżerka ale niestety nic z tego nie wyszło 🙁
Tureckie przysmaki i straszne ceny 🙁

Co zobaczyć w Oradei w jeden dzień?

Park 1 Grudnia

Jak wiecie nie lubimy dużych miast i staramy się je omijać, chyba, że znajduje się w nich coś mega fajnego albo są niezbędnym hubem na przenocowanie. Choć Oradea jest jednym z najlepiej rozwiniętych miast w Rumunii to spokojny klimacik od razu przypadł nam do gustu – mało ludzi, czysto, spokojna sobota, nikomu się nie śpieszy. Jak się później okażę całe życie miasta kręci się wokół jednej ulicy. My jednak polecamy swoją wędrówkę rozpocząć od Parku 1 Grudnia. Nie dlatego, że jest to jakiś Central Park Oradei, a dlatego, że po północnej stronie (droga E671) jest pasmo parkingów 😀 Ponoć w weekend było za darmo, a przynajmniej tak mówili ludzie. Na słupach były jednak informacje o opłacie – uważajcie więc w tygodniu.

Mały bazarek rozstawiony w Parku 1 Grudnia

Oczywiście jest to ładne i spokojne miejsce. Widać było, że sporo ludzi spędza tutaj leniwe popołudnie. Jak się okazało Park 1 Grudnia jest częstym miejscem festynów lub bazarków. Oprócz tureckiej wyżerki przeszliśmy też przez pomniejszy market z przeróżnymi drobiazgami, od dupereli po rumuńskie stroje 😀 Może też na cos traficie? Stąd, mijając fontanny możemy dojść do Strada Vasile Alecsandri, która wypełniona jest knajpami.

Piata Unirii – urocza betonoza

I tak docieramy do głównego placu w Oradei – Piata Unirii, który z jednej strony przypomina polską myśl zalewania betonem, a z drugiej jest nawet fajnie zagospodarowany. Do tego przepiękne fasady budynków tworzą fajny klimat (sporo barokowego i secesyjnego stylu). Trzeba przyznać, że całość była zadbana jak w dniu otwarcia, a trawka przycięta co do milimetra. Budynki również sprawiają wrażenie jakby ledwo ktoś je wyremontował. I faktycznie tak jest – wystarczy zerknąć na zdjęcie Google z 2012 roku żeby zobaczyć ile roboty włożono w to miejsce! Choć żar lał się z nieba to spacer dookoła był obowiązkowy. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że z placu odjeżdża bus robiący objazdówkę po mieście. Mniej więcej w tym miejscu.

Dookoła Piata Unirii są same ładne budynki, wszystko jest mega zadbane!
Plac został też zagospodarowany przez knajpy i restauracje
Z jednej strony betonoza, z drugiej jakby luksusowo 😀
Pałac Czarnego Orła wybija się na pierwszy plan
Na zdjęciu z Google widać wycieczkowy autobus ruszający spod katedry

Pałac Czarnego Orła

Niewątpliwie ikoną miasta jest Pałac Czarnego Orła i pasaż, który znajduje się w jego wnętrzu. Może się Wam zdawać, że budynek jest miniaturą Galerii Wiktora Emanuela w Mediolanie i wcale to nie będzie dziwne, bo była to główna inspiracja podczas projektowania 😀 Choć słabo się znamy na architekturze to gmach robi wrażenie i teraz możemy przyznać, że to jeden z najładniejszych budynków w całej Rumunii. Wejście zdobi witraż z czarnym orłem wykonany w 1909 roku, od którego wzięła się nazwa tego miejsca. W środku pod przeszklonym sufitem znajdują się restauracje, bary i hotel. Pasażem możemy przejść z Piata Unirii do Strada Vasile Alecsandri. Obok przejścia znajduje sklep z magnesami Plafar – jeśli zbieracie tak jak Łukasz 😀

Pałac Czarnego Orła – robi wrażenie!
Nazwa wzięła się od witrażu z czarnym orłem
Wnętrze pasażu i backstage z filmów 😀
Pasaż jest namiastką galerii w Mediolanie 😀
Nad głowami unosi się przeszklony sufit
Dla ciekawskich – oficjalna historia pałacu

Wąska uliczka między kamienicami zbiera największy ruch – tutaj zlokalizowane są restauracje i knajpy, które jak się okazało w porze obiadowej były zawalone od góry do dołu. A co dopiero wieczorem! Wracając tutaj późną porą na kolację musieliśmy obejść okolicę kilka razy żeby dobić się do jedzenia 😀

Strada Vasile Alecsandri zapełniała się z każdą minutą!

Gdy zapada noc Piata Unirii i Pałac Czarnego Orła są uroczo oświetlone. Jeśli traficie tutaj podczas swojej podróży, zachęcamy do spędzenia czasu w jednej z knajpek.

Oradea nocą jest przepiękna
Przed Pałacem Biskupa wznosi się statua Ferdynanda ale raczej nie tego kiepskiego
Pałac Czarnego Orła nocą też wygląda epicko
Zimna pizza na kolacje nigdy jeszcze tak nie cieszyła
Dacic czyli coś na wzór Somersby 😀

Gdzie zjeść w Oradei – sprawdzona restauracja

Jak się domyślacie – na głównym deptaku w rumuńskim mieście nie zjecie specjalnie rumuńskich specjałów 😀 Większość to fast foody i kawiarnie. Górują burgery i pizza. Rumuńskie akcenty znajdziecie jednak w Tiltott Csiki Sorozo, gdzie od razu możecie sobie zaserwować pyszne mititei (mici), czy trzasnąć na deser papanasza. Wieczorem wróciliśmy tutaj na pizzę i wyglądała naprawdę kozacko. Niestety zjedliśmy ją dopiero zimną w hotelu także nie będziemy oceniać walorów smakowych, bo ich specjalnie nie było 😀 Szukanie spania zajęło nam tyle czasu, że totalnie zapomnieliśmy o brzuchach.

Menu było wzorowane na gazecie – fajny pomysł!
Rumuńskie mititei – czyli jedno z najbardziej popularnych dań
Łukasz nieświadomie zamówił golonkę 😀
Nasz rachunek za obiad – około 72zł

Sprawdzony i niepolecany nocleg

Poszukiwania noclegu były ciężkie, bo dostępność obiektów nam nie pomagała. Finalnie noc spędziliśmy w Vila Fortuna Auri i niestety nie możemy zarekomendować tego miejsca. Po małych ale niemiłych targach zapłaciliśmy 30 euro za raczej średni pokój, który mieścił się w dobudówce na podwórzu. Wiadomo, że nie potrzebujemy cudów ale za takie pieniążki spaliśmy po prostu w lepszych miejscach 😀 Na plus była wspólna kuchnia, gdzie mogliśmy podgrzać resztę pizzy i prywatny parking. Na minus standard i brak Internetu.

Nasz pokój mieścił się w takiej dobudówce, ponoć miał mieć balkon 😀

Aquapark Nymphaea – atrakcja w Jaszczurowym stylu

No ale czas na główną atrakcję miasta (według nas), czyli Aquapark Nymphaea, który był naszym celem numer 1 w Oradei. Mega lubimy takie klimaty i zawsze jesteśmy nagrzani na zjeżdżalnie, a według zdjęć tutaj czekała nas niezła zabawa 😀 Właśnie po to tutaj zabawiliśmy! Na starcie już mamy error o co chodzi z kupnem biletów – kolejka szła jakby od tyłu kas, wydawało się jakby osoby wychodzące dopiero zakupywały wejściówki 😀 Po dłuższej konsternacji podeszliśmy po prostu do losowej kasy od przodu i normalnie sprzedano nam bilet. Skorzystaliśmy z opcji cenowej 17:00 – 22:00. Na ten moment, czyli 2023 taki bilet kosztuje 47 lei, czyli jakieś 45zł. Szczegółowy cennik znajdziecie tutaj.

Wchodzimy do głównej sali aquaparku, która znajduje się pod ogromną kopułą. Ludzi wysypało jak na tajskim bazarze! Od razu można było także wyczuć, że chyba czystość nie jest mocną stroną tego miejsca. Kierując się prosto w stronę schodów do wewnętrznych zjeżdżalni (dwóch inżynierów szukało wejścia, które było na środku) miało się wrażenie, że nie depczemy po ściekającej wodzie, a po czymś innym :X Im wyżej, tym było gorzej, a do tego jeszcze dochodził zapach. Chyba ktoś nie wytrzymał już na samą myśl o zjeżdżaniu!

Schodów do zjeżdżalni należy szukać w grocie na środku 😀

Wewnętrzne zjeżdżalnie

W środku aquaparku znajdziemy 4 zjeżdżalnieViper, Anaconda, Tornado i Family, albo po prostu czerwoną, niebieską, zieloną i rodzinną 😀 Wszystkie są raczej nastawione na dzieciaki choć można się nawet sensownie rozpędzić i wypaść do wody z niezłą prędkością. Wewnątrz czekają na Was tunele i światła. Największą frajdę daje niebieska zjeżdżalnia, która zakończona jest wielkim lejem – trzeba jednak uważać! Gdy już okręcimy się kilka razy dookoła leja to wpadamy do wody i trzeba samodzielnie z niej wypłynąć do wyjścia. Z pomocą przychodzą okulary do pływania, bo od razu widać w którą stronę się kierować 🙂

Widok z góry na wewnętrzne zjeżdżalnie
No i lecimy czerwoną!
Niebieska zjeżdżalnia z lejem
Na samym końcu wpadamy do wody i musimy dopłynąć do schodów

Niestety tutaj też musimy się przyczepić do czystości – od góry widać, że lej chyba dawno nie był czyszczony. Same zjeżdżalnie też mogły by przejść serwis, bo można stracić plecy ocierając o łączenia. Zabawa fajna ale obiekt ewidentnie wymaga konserwacji.

Zjeżdżalnie aż proszą się o czyszczenie

Zewnętrzne zjeżdżalnie

To na co najbardziej czekaliśmy w Aquaparku Nymphaea to zjeżdżalnie na zewnątrz, bo już z daleka robiły wrażenie nawet wysokich! Poza obiektem znajdziecie ich sześć (Lightning, Avalanche, Kazmikaze, Magic, Cobra i Rainbow), wszystkie połączone są z jedną platformą. Niestety i tutaj już na wejściu uderzył nas brud, a Łukasz jeszcze wdepnął w mieszankę całodniowego piachu i wody, która kiedyś służyła do obmywania nóg przed wejściem na schody 😀 Cała konstrukcja ewidentnie chce być wyremontowana. Widać to po oderwanej posadzce… albo po prostu po tym, że się buja na boki 😀 Nie przeszkadza to jednak całej masie ludzi, bo zdarzyło się nam nawet postać w kolejce! Dwie zjeżdżalnie dedykowane są pontonom, trzy raczej szybszym zjazdom, a tęczowa to klasyczna opcja na wyścigi w kilka osób.

No i lecimy z tymi pontonami i laserami
Pomarańczowa też jest nawet szybka 😀
Choć na początku tego nie czuć 😀
To podejrzane, że Łukasz zawsze wygrywa
Chyba jest bardziej opływowy
Tak czy siak tęczowa zjeżdżalnia jest spoko 😀

Najszybsza zjeżdżalnia jest żółta i musimy do niej zasuwać na sam szczyt. Norbert oczywiście początkowo się cykał ale oczywiście potem i tak zrobi każdą głupotę, którą robi Łukasz więc parę minut później pikował już w dół czując jak kąpielówki wbijają się w tyłek. U góry nikt nie pilnuje kto zjeżdża więc nie ma żadnych kategorii wiekowych. Na dole przy wylocie ze zjeżdżalni pontonowych siedzi ratownik ale chyba nie był specjalnie zainteresowany swoją pracą. Wiadomo, że zgarnęliśmy uwagę za robienie wygłupów ale dobrze, że nie widział wszystkich 😀

Najwięcej emocji dostarcza żółta zjeżdżalnia 😀
Są emocje czyli to co lubimy 😀
No i polecial!
Pierwsza prędkość jaszczurowa osiągnięta

Niestety tutaj też mamy problem z łączeniami i można stracić plecy podczas zjeżdżania albo rozerwać sobie kąpielówki więc miejcie to na uwadze!

Baseny i sauny

W całym aquaparku jest kilka normalnych basenów, jacuzzi i sekcja SPA. Uwagę przyciąga basen, który łączy część wewnętrzną z zewnętrzną. Woda w środku jest mega ciepła, niczym zupa! Na dworze znajdziecie basen dla dzieci, basem z falą, która przy nas ani razu nie leciała, a także miejsce do skoków do wody, a bardziej do grzyba. Jeśli widzieliście serial The Last of Us, to na dnie tego basenu czekał cordyceps i mutował z każdym dniem. Łukasz dołożył swoje DNA skacząc z jednej z platform 😀

Plum prosto w glona 😀

W sekcji SPA znajdziecie kilka saun fińską, aromaterapeutyczną, rosyjską czy na podczerwień. Nie należy jednak oczekiwać tutaj cudów, zwłaszcza, że obiektu nikt nie kontroluje. Dosłownie przy nas ktoś próbował wlać jakiś własny aromat z plastikowej butelki, która cała się zapaliła. Albo byśmy byli świadkami pożaru albo chłopak by się szybko podsmażył. Skończyło się na aromacie topionego plastiku.

Plusy Aquaparku Nymphaea

  • Fajna zabawa na kilka godzin, jednak przy złej pogodzie mało co nam zostaje, bo odpadają zewnętrzne zjeżdżalnie
  • Niektóre zjeżdżalnie są naprawdę szybkie – Jaszczur to lubi!
  • Cena nie jest wygórowana
  • Nikt nie robił problemów, że nagrywamy Go Pro

Minusy Aquaparku Nymphaea

  • Czystość, czystość i jeszcze raz czystość, która jest na najniższym poziomie, dno i wodorosty (dosłownie, w niektórych basenach rośnie glon). Może od rana jest lepiej albo w tygodniu? Kto wie! W sobotę przy dobrej pogodzie był syf niemiłosierny.
  • Zjeżdżalnie wymagają regulacji – często na łączeniach ocierają o plecy albo tyłek. Jeśli ktoś ma pieprzyki to radzimy uważać
  • Nikt nie kontroluje saun, mało miejsca na odpoczynek po seansie i kiepska sprawa z prysznicami

Rumunia Plan Wycieczki Wakacje
Jaszczur Podróżnik YouTube Subskrypcja

Oceń naszą relację!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *