Bangkok w dwa dni – co zobaczyć? Atrakcje, ceny, plan podróży
Artykuł w skrócie:
- Dzień pierwszy
- Dzień drugi
- Zmiana bazy noclegowej
- Wat Saket – Złota Góra
- Targ amuletów – Bangkok poza szlakiem
- Wielki Pałac Królewski
- Wat Pho – największa świątynia
- Świeży kokos i pyszne tajskie kokosowe lody
- King Power Mahanakhon – spacer w chmurach
- China Town nocą
- Soi Cowboy – dzielnica “czerwonych latarni”
- Khao San Road – imprezowe zagłębie turystów
- Rambuttri Alley
Czy można zwiedzić Bangkok mając tylko dwa dni? Oczywiście! To wystarczający czas aby odhaczyć najważniejsze miejsca tajskiej stolicy. Dobra organizacja to sposób na udaną wycieczkę. Kilka trików oraz małe przygotowanie pozwoli Wam sprawnie poruszać się po mieście i z łatwością dotrzeć do atrakcji. Na pewno zostanie Wam chwila na zrobienie zdjęć czy nacieszenie się widokami. Co prawda nie jest to odpowiedni czas na pełne wgryzienie się w klimat Bangkoku jednak na pewno sprawi Wam niezłą frajdę 🙂
Plan skonstruowany jest w przypadku przylotu w godzinach porannych, jeśli uda Wam ustrzelić się dobre połączenie ale na wieczór, możecie kontynuować plan kolejnego dnia – zyskacie więcej czasu na zwiedzanie lub po prostu dobrze się wyśpicie. Na początku przedstawimy kilka podstawowych kroków na lotnisku, a następnie przejdziemy już do zwiedzania 🙂
Dzień pierwszy
Lądujemy rano w Bangkoku w międzynarodowym porcie lotniczym Suvarnabhumi 😀
Wiza – pierwsze kroki na lotnisku
Po wylądowaniu należy przejść przez „odprawę paszportową”. Dostajemy pieczęć wizową upoważniającą nas do turystycznego pobytu na terenie królestwa przez 30 dni. W zależności od sezonu i liczby aktualnych lądowań może nam to zająć od kilkudziesięciu minut do nawet ponad godziny. Przed bramkami będziecie musieli wypełnić karteczkę z najważniejszymi informacjami. Potem pewnie postoicie w kolejce 😀
Pierwsze bathy – najkorzystniejszy kurs na lotnisku
Na najniższym piętrze lotniska, tuż obok stacji “City-Line” (o niej za chwilę), znajduje się kilka kantorów o podobnym kursie, z czego najbardziej polecany jest “SuperRich”. Ze względu na położenie, kurs jest tutaj zwykle bardziej opłacalny, aniżeli na wyższych piętrach lotniska. Wiadomo, że w samym Bangkoku znajdziemy kantory o lepszym przeliczniku, jednak musimy na start mieć te kilka Bahtów, na chociażby transport do ów miasta. Ponadto, jeżeli nasz plan jest dość mocno napięty, to warto jednak wymienić tyle pieniędzy, aby starczyło nam co najmniej na dwa pierwsze dni – szukanie kantorów o korzystniejszym kursie może pochłonąć sporo czasu, którego możemy nie mieć, a podróżując budżetowo różnice będą w skali kilku do kilkunastu bahtów (inaczej mówiąc, nie będą współmierne do straconego czasu). Jeśli jednak jedziecie do Tajlandii “na bogato”, warto większe kwoty wymienić w samym Bangkoku.
Karta SIM + Internet – organizacja komunikacji
Większość z Was zapewne będzie chciała wyposażyć się w kartę SIM z internetem – jeśli nie liczycie się z kosztami to możecie kupić ją bezpośrednio na lotnisku – sprzedawane są tu karty turystyczne, co wiąże się z ich kilkukrotnie wyższą ceną od zwykłych tajskich kart. Co więcej, tu znów musisz czekać w kolejce od kilku do kilkunastu minut. Po zakupie obsługa stanowiska zrobi resztę za Was – włoży i skonfiguruje nową kartę, wskaże jaki macie numer i w razie pytań rozwieje niejasności. Ceny większych pakietów mogą oscylować w granicach 1000 THB.
Jeśli jednak chcecie oszczędzić kilkaset bahtów, udajcie się do miasta i tam dokonajcie zakupu zwykłej tajskiej karty np. w 7eleven – poproście obsługę aby ją Wam zarejestrowali. Dobrze jest mieć ze sobą gadżet do wyjmowania kart SIM – tak na wszelki wypadek.
Jaszczury popełniły błąd i dokonały zakupu prosto na lotnisku – po odwiedzeniu 7eleven nasze cebulowe serduszko mocno zabolało. No cóż – wyciągnęliśmy naukę na przyszłość. Skorzystaliśmy z oferty operatora AIS wykupując pakiet ważny 30 dni z 7,5GB internetu – starczyło nam to na mapy, Fejsa, Messengera, przeglądanie Google i od czasu do czasu Youtube.
Dojazd do centrum Bangkoku
Aby dotrzeć do Bangkoku udajemy się na najniższe piętro lotniska, kierując się znakami “City-Line”. Kolej jest w tym samym miejscu, w którym wymienialiśmy wcześniej pieniądze. Jeśli jednak nie udało Ci się zlokalizować ani kantoru, ani znaków City-Line, kieruj się w dolne części lotniska lub spytaj kogoś o drogę.
Po zdobyciu tajskich bathów, opcjonalnie karty SIM i jakiegoś napoju, udajcie się do automatów z biletami na City-Line. Wybór końcowej stacji zależy głównie od miejsca zarezerwowanego wcześniej noclegu, bowiem warto w nim zostawić plecaki i bagaż przed zwiedzaniem (gdy pierwszy raz uderzy w Was Tajskie gorące powietrze, zdacie sobie sprawę jak ważny jest to element :D).
W zależności, na której stacji będziecie wysiadać, bilet będzie kosztować od 15 do 45 THB / osoba. Jest to najtańszy sposób dostania się do miasta – nie licząc stopa.
Jeśli Wasz nocleg nie znajduje się w pobliżu żadnej z tych stacji, to istnieje możliwość przesiadki w metro (blue line) na stacji Makkasan lub w BTS (Sukhumvit Line) na stacji Phaya Thai.
Automaty do kupowania biletów wypluwają żetony, które przy wysiadaniu trzeba wrzucić do odpowiedniej maszyny. Jeśli pojedziecie dalej niż pozwala Wam żeton – dopłacicie w kasie przy wyjściu.
Alternatywą może być złapanie taxi – jednak w tym przypadku cena przejazdu będzie wynosić około 500/600 THB, o ile nie dacie wciągnąć się w popularny taksówkarski scam, czego skutkiem może być rachunek oscylujący na ponad 1000 THB.
Pierwszy nocleg w Bangkoku
Jaszczury postanowiły chociaż raz zakosztować bogactwa i poczuć się jak hrabia z zamożnych rodów, dlatego wybrany został prawie najdroższy pokój z tarasem widokowym w Bayioke Sky Hotel (o tym dlaczego to był jeden z najgorszych wyborów i zarazem noclegów w całej naszej wyprawie przeczytacie tutaj). Aby dotrzeć tu z lotniska, wysiedliśmy z City-Line na stacji Ratchaprarop, z której mieliśmy około 200-300 metrów spacerkiem do hotelu. Za bilet zapłaciliśmy 25 THB/osoba.
Jeśli poszukujecie czegoś luksusowego – bardzo częstym i sprawdzonym wyborem podróżników jest Amara Hotel.
Spędzając w Bangkoku więcej niż jedną noc, szukajcie od razu jednego noclegu na wszystkie noce. Dzięki temu ominiecie tracenie czasu, siły i pieniędzy na relokacje bagaży.
Zwiedzanie w pierwszy dzień
Park Lumpini – pierwsza atrakcja – przejazd Tuk-tukiem i negocjacje
Po pozostawieniu bagaży (bez check in) udajemy się na ulicę pod hotelem w celu wynajęcia Tuk-tuka. Jako, iż park oddalony jest jedynie o 3 kilometry od naszego aktualnego miejsca, decydujemy się właśnie na taki środek transportu.
Mała odległość równa się względnie niskiej kwocie przejazdu. Sprawa z tymi małymi, wątpliwej jakości i bezpieczeństwa karocami XXI wieku, jest o tyle skomplikowana, że jeżdżą nimi praktycznie tylko turyści, a właściciele ów bolidów próbują wyciągnąć z nich kosmicznie wysokie kwoty lub naciągnąć Cię na dodatkowe bonusy – jest to popularny scam w Bangkoku. Dlatego bezwzględnie, zawsze, ale to zawsze negocjuj cenę przejazdu, zanim wsiądziesz i zanim kierowca ruszy… Jeśli tego nie zrobisz, możesz liczyć się z zawrotnymi kwotami. Najpierw ugadujemy cenę – potem jedziemy. Mimo wszystko przejażdżka Tuk-tukiem, to takie must-do w Bangkoku – atrakcja, przygoda i adrenalina w jednym. Warto spróbować tego środka transportu zarówno za dnia, jak i po zmroku 🙂
O tym jak poprawnie targować się w Tajlandii przeczytacie tutaj.
Tuk-tukowy scam
Zdarza się, że kierowcy Tuk-tuków będą próbowali zastosować na Was jedną z cwanych taktyk naciągania turystów. W naszym przypadku także tak było jednak zgodziliśmy się z pełną świadomością. Ahoj przygodo!
Bez większych negocjacji dostaliśmy ofertę 40 THB w zamian za odwiedzenie salonu gdzie szyją garnitury i koszule, a następnie udawanie klientów… Zgadzamy się! Jedziemy, udajemy, oglądamy tandetne produkty, bierzemy wizytówkę (to kluczowe), wychodzimy mówiąc że chcemy zobaczyć oferty innych sklepów – łatwo poszło.
Nagle odpala się nasz Tuk Tukarz i mówi że zawiezie nas za 20 THB jeśli odwiedzimy jeszcze jeden sklep. Nie zastanawiając się długo bierzemy ofertę – będąc szczerym sprawiało nam to frajdę. Tutaj jednak nie było tak łatwo – bajka się powtarza ale sprzedawca nie chce nas wypuścić zarzucając że twierdzimy, iż on ma tandetny produkt i że tracimy czas jeżdżąc gdzie indziej! Staramy się improwizować, robimy niemały hałas w sklepie, aż w końcu wychodzimy. Wystarczy emocji 😀 Udało się – przejazd kosztował nas całe 20 THB – podobno kierowca za każdy odwiedzony przez nas sklep dostał bon na paliwo za potencjalnych klientów. Trzeba było mu przynieść wizytówkę.
Park Lumpini – Central Park Bangkoku
Lumpini to oaza spokoju w głośnym i tłocznym Bangkoku, miejsce idealne aby odpocząć – mimo, że znajduje się w centrum – totalnie tego nie czuć. Jeziorka, trawa, palmy, szeroka droga dla różnej maści rowerzystów, biegaczy i sportowców, małe świątynie z miejscem na odpoczynek i medytacje, rowerki wodne, grupowe spotkania przyjaciół i znajomych. Wszystko w jednym miejscu.
Dodatkowo mamy w pakiecie olbrzymie jaszczury pływające i wychodzące co jakiś czas na brzeg, nie zważając na ludzi (warany). O dziwo lokalsi również nie czują strachu do tych stworzeń – wygląda na to że nikomu nie przeszkadza wspólne życie 🙂 Właśnie one były głównym powodem chęci odwiedzenia przez nas tego parku! Miejsce to jest zupełnie inne od otaczającego je Bangkoku – a na dodatek bardzo zadbane. Lumpini Park jest spory, średnio szybkim tempem można go obejść, porobić zdjęcia i odpocząć w jednej ze świątyń. Zobaczyć jak Tajowie relaksują się po pracy i szkole. Na uwagę zasługuje również piękny widok na wieżowce, różnego rodzaju szkółki jogi, medytacji i tym podobne.
Wat Traimit – Złoty Budda – drugi punkt na mapie Bangkoku
Z Lumpini Parku kierujemy się na stacje metra dumnie brzmiącą LUMPHINI i udajemy się na stację HUA LAMPHONG (metro kosztuje około 30 THB). Ze stacji już tylko rzut beretem do China Town – idziemy więc pieszo.
Wchodzimy na teren świątyni Wat Traimit. Wstęp do miejsca gdzie znajduje się Złoty Budda wynosi 40 THB, a obiekt czynny jest od 8 do 17. Jest to jedna z wizytówek Bangkoku, jak i całej Tajlandii. Znajduje się tu bowiem największy na całym świecie, wykonany z prawdziwego ZŁOTA siedzący Budda. Ów koleżka jest wysoki na 3 metry i waży ponad 5 ton. Powstał w latach 1238-1370. Zdjęcia oraz filmy niestety nie oddają tego, co widzi się w realu – jest piękny i warty odwiedzenia.
Należy pamiętać aby do świątyń w Tajlandii wchodzić odpowiednio ubranym – spodnie za kolana, rękawy, brak dekoltu, ściągnięte buty. Należy również zachowywać się cicho. Jeśli zamierzamy chwilę odsapnąć i posiedzieć w okolicach modlących się do Buddy osób, siadamy tak aby nasze stopy nie były skierowane w jego stronę, ponieważ jest to uznawane za obrazę, a same stopy kojarzone są z nieczystością. Jeśli się zapomnicie – możecie mieć szybki kontakt ze strażnikiem 😀
Statua została zupełnie przypadkowo na nowo odkryta spod warstwy gipsu podczas prac remontowych świątyni w XX wieku. Upadła, a pokrywający ją stiuk odpadł odsłaniając złoto.
China Town – trzeci punkt
Kilka kroków dalej znajduje się China Town, które jest samo w sobie atrakcją. Warto przejść się główną drogą chociaż raz, a także odwiedzić te mniejsze, aby zobaczyć to wszystko od tak zwanego backstage. Ulica jest kolebką handlu, przeróżnych stoisk, neonów i przepychu. To dobre miejsce aby posmakować tutejszej kuchni, wypić szejka czy zjeść rzecz, którą ciężko jest zidentyfikować. Odważycie się?
Ulica rozkręca się szczególnie w nocy (jest dzień, nie martwimy się tym, gdyż plan zakłada, że tu jeszcze wrócimy) znajduje się tu mnóstwo ulicznych straganów, można skorzystać z rybnego spa za około 50-100 THB, masażu czy jeszcze innych usług według preferencji. China Town to takie miejsce które warte jest odwiedzin zarówno w dzień, gdy wygląda niepozornie jak i w nocy kiedy totalnie ożywa i zostaje oświetlone setkami neonów. Wtedy rozkręca się cały street food, a ulica staje się tak zakorkowana, że aż o dziwo piękna. Miliony świateł, gwar, tłum, tuk tuki i skutery przepychające się między kierowcami samochodów. Tutaj możecie naładować baterie, usiąść w jednej z knajp i zamówić tajskie jedzonko. Wybierzcie miejsce, w którym kręci się dużo lokalsów – to znak, że nie boją się tutaj jeść więc jedzenie musi być świeże i dobre.
Jeśli zostawiliście tylko bagaże w hotelu bez rejestracji – teraz jest dobry moment żeby to zrobić. Można do niego wrócić Tuk-tukiem. Jeśli chcecie mieć wesołe wspomnienia – spróbujcie zagrać z kierowcą w monetę. Tak zrobiliśmy i my! Ryzyko się opłaciło – w Tajlandii wszystkie sztuczki dozwolone! Nasze cena wyniosła 80 THB zamiast 200. Jeśli już zostawiliście bagaże wcześniej to możecie kierować się do następnego punktu – w tym przypadku bardziej opłacalna będzie taksówka lub Tajski Uber czyli Grab. Jedząc na spokojnie w China Town dobrze jest pobrać aplikację. Dzięki temu nikt Was nie oszuka na pieniążkach!
Chatuchak Market
Jeśli jest aktualnie weekend – macie szczęście! To znak, że możecie odwiedzić największy, weekendowy market w Tajlandii! Oprócz Graba można do niego dojechać metrem. Na pewno z przyjemnością zgubicie się w alejkach i nie raz dacie się namówić na kupno pamiątki. Możemy polecić ręcznie robione mydła w kształcie kwiatów! Chatuchak Market – bo tak się on właśnie nazywa był i naszym celem jednak przemęczenie i stres po problemach organizacyjnych z lotem i hotelem dał się nam we znaki i postanowiliśmy chwilę odpocząć. Krótka drzemka i hotelowy basem pozwoliły nam wrócić do żywych.
Nocne życie – czwarty punkt (w naszym przypadku był to Pratunam market)
Dosłownie pod naszym hotelem otwiera się Pratunam Night Market – idziemy zatem pooglądać co tam ciekawego mają, przy okazji celowo gubimy się w pobocznych uliczkach oraz jemy w jednej z tutejszych knajp nastawionej bardziej na lokalsów aniżeli turystów. Na markecie znajduje się mydło i powidło, elektronika, ciuchy, artykuły sportowe, gadżety erotyczne, pamiątki i wiele, wiele więcej. Całość rozświetlają setki lampek rozwieszonych nad naszymi głowami oraz bijące w oczy neony lokali, zachęcających do ich odwiedzenia.
Nie trzeba nic kupować aby zaczerpnąć satysfakcji w odwiedzeniu takiego miejsca – różnice względem ułożonej Europy są tak diametralne, że do ust ciśnie się siarczyste WOW. Nocą Tajlandia przeżywa ponowne przebudzenie i musicie to zobaczyć. Przejść się pomiędzy straganami z wątpliwej jakości jedzeniem, spróbować podejrzanych rzeczy czy owocowego shake robionego na miejscu.
Oczywiście nocne życie Bangkoku dzieje się dosłownie wszędzie. Znajdziecie całą masę innych ciekawych marketów i interesujących lokacji. Dla podróżujących budżetowo prawie całe miasto stoi otworem z tanimi bazarami. Dla podróżujących na bogato polecamy na przykład ASIATIQUE.
Tajski masaż – obowiązek w Tajlandii – piąty punkt
Po wszystkim, na zwieńczenie dnia, udajcie się na tajski masaż. Niedaleko hotelu znajdziecie kilkadziesiąt takich lokali – po długim locie, zwiedzaniu i ogólnym zmęczeniu jest to strzał w dziesiątkę! Panie łamią srogo, jednak gwarantujemy, że poczujecie odprężenie. Zawsze możecie poprosić o “sensitive”… może posłuchają 😀 Oczywiście lokale z masażem są praktycznie wszędzie, więc na pewno jakiś będzie niedaleko hotelu jeśli wybraliście inny.
Co prawda tego dnia nie zobaczyliście wielu atrakcji które oferuje Bangkok, jednak taki był cel aby pierwszy dzień spędzić bez pośpiechu, aby po długiej podróży naładować baterie na dalsze zwiedzanie w trybie EXTREME. Kolejnego dnia czeka Was ponad 20 km pieszej wycieczki z punktu do punktu!
Dzień drugi
Pobudka z samego rana!
Zmiana bazy noclegowej
Z jednej strony popełniliśmy błąd zmieniając nocleg z przyczyn opisanych wyżej, z drugiej zaś było to zamierzone – podróż miała być budżetowa dlatego drugą noc wybraliśmy już w tańszym miejscu, ponadto dużo bliżej stacji “Thonburi”, z której mieliśmy wyjechać kolejnego dnia wcześnie rano do Kanchanaburi. Jeśli też planujecie podróżować tanio – możemy polecić sprawdzony hotel. Jeśli nie patrzycie na budżet – omińcie ten punkt, zostańcie w Baiyoke tam gdzie Wam wygodnie!
Jeśli chodzi o nocleg tym razem padło na Sawatdee Guesthouse the Original. Sam obiekt to swego rodzaju zagłębie Polaków 😀 Praktycznie większość osób które tam spotkaliśmy było właśnie naszej narodowości. Sam guesthouse jest bardzo zadbany i przyjazny. Znajduje się w cichej okolicy. W cenie 49 zł otrzymujemy mały aczkolwiek przytulny 2-osobowy pokój z wiatrakiem. Poza pokojem znajdują się łazienki i prysznice z ciepłą wodą – specjalnie wspominamy tu o ciepłej wodzie ponieważ w Tajlandii nie jest to standardem w budżetowych noclegach. Czasami gdy nie ma sezonu niektóre przybytki wyłączają tą opcję 😀
Z Bayioke Sky Hotel wraz z bagażami udajemy się kilkadziesiąt metrów do okolic Chareon Pharmacy Shop. Znajduje się tu przystanek autobusowy z którego bezpośrednio można dojechać do okolicy naszego hostelu – czyli drogi Phitsanulok RD. Raczej w Tajlandii nie ma co liczyć na punktualność autobusów i ich dziwne oznaczenia, dlatego najlepiej zapytajcie zgromadzonych na przystanku ludzi pokazując mapę z docelowym miejscem. W ciągu kilku sekund dostaniecie informację do jakiego busa wsiąść i na jakiej stacji wysiąść.
Kiedy autobus przyjedzie upewnijcie się szybko czy jedzie konkretnie na tą stację. Można szybko zapytać kierowcy lub osoby sprzedającej bilety. Po potwierdzeniu wskakujcie do autobusu i podziwiajcie kunszt tajskiej inżynierii (drewniana, dziurawa podłoga, brak kilku szyb, chłodzenie na wiatraki i inne smaczki). 😀 Bilet będzie kosztował najpewniej 7 THB za osobę – co jest uczciwą ceną za podróż maszyną ze średniowiecza. Meldujemy się na miejscu, zostawiamy bagaż i łapiemy busa do Wat Saket – czyli Złotej Góry.
W Bangkoku sprawdzoną informacją jeśli chodzi o komunikację jest…. Google! W naszym przypadku podane info zawsze się zgadzało. Zaproponowane numery autobusów potwierdzały się z tymi, które wskazali nam Tajowie. Rozkład sprawdza się także w przypadku metra i BTS. Miasto jest bardzo dobrze zintegrowane z Googlową mapą.
Wat Saket (Złota Góra) – pierwszy punkt
Tutaj również dojedziemy bezpośrednio i tanio busem (znów 7 THB/osoba). Przystanek jest zaraz obok tego, na który przyjechaliśmy. Tym razem jest to ulica Thanon Samsen, a lokalizację przystanku można znaleźć w Google obok knajpki Caffe Amazon. Po drugiej stronie powinien być uniwersytet technologiczny. Na przystanku można nawet zauważyć uczniów. Schemat się powtarza, wsiadamy do busa poleconego przez innych czekających i dojeżdżamy prawie pod samą Złotą Górę na przystanek Yeak Lanluang.
Wstęp na teren świątyni kosztuje 50 THB i można podziwiać ją w godzinach od 7:30 do 19. Jest to kolejny z symboli Bangkoku – na szczycie usypanej góry znajduje się świątynia Wat Saket, która jest miejscem modlitw i z której rozpościera się panorama kilku „twarzy” Bangkoku. Do szczytu prowadzi droga składająca się z 344 stopni – niby niewiele, jednak dojście tam w upalny dzień, z dodatkiem promieni słońca jest niemałym wyzwaniem.
W otoczeniu samej drogi miniemy piękny gąszcz, w którym można poczuć się jak w dżungli, mini wodospady, statuetki, figurki, wielkie dzwony, w które możemy delikatnie uderzyć (co w wierze Tajskiej ma nam przynieść szczęście). Na szczycie oprócz pięknych widoków znajduje się złoty chedi, relikwia Buddy oraz liczne malowidła. Jak już wcześniej wspomnieliśmy położenie świątyni na sztucznie usypanej górze daje nam piękną panoramę na różne “twarze” Bangkoku – z jednej strony wielkie, bogate wieżowce… z drugiej zaniedbane, brudne, rozpadające się domy i bloki…
W przeszłości, kiedy stolicą Tajlandii była Authyaya, miejsce to nosiło nazwę Wat Sakae. Kiedy stolicą Tajlandii został Bangkok, król Rama I odnowił świątynię i nadał jej obecną nazwę. Następcy kontynuowali rozbudowę usypując wysokie wzgórze oraz stawiając na niej złotą chedi (inaczej wieże świątynną, która stanowi podstawowy element zabudowy watu) z relikwiami Buddy.
Targ amuletów – Bangkok poza szlakiem – drugi punkt
Następnie udajemy się na dość słabo znaną i mało turystyczną atrakcję jaką jest targ amuletów, która jest niedaleko wielkiego pałacu. Wracamy do głównej ulicy szukając przystanku o nazwie Pukaotong Wat Saket i wskakujemy w busa, kierując się do przystanku z tajską nazwą. Znajdziecie go tutaj. W razie problemów można próbować kierować się na przystanek Slipakorn Univeristy będący obok. Bilet ponownie kosztuje nas jedynie kilka bathów.
Większość stoisk zakazuje fotografowania i filmowania. Znajdziecie tu jak sama nazwa mówi mnóstwo różnego rodzaju amuletów (szczęścia, płodności, dobrobytu itp.), mnóstwo małych wizerunków Buddy i przeróżnych świecidełek. Tutaj kupicie wisiorki, posążki, czy wymyślne rzeźby. Po drodze miniecie sklepy specjalizujące się w olejkach do masażu, różnych sztyftach do udrożniania nosa, mydeł i tym podobnych. Taki tajski Rossman 😀 (Uwaga! Prawie wszystkie opisy są po tajsku, sprzedawcy raczej nie mówią po angielsku)
Targ czynny jest w godzinach 7 – 17. Nawet jeśli nie macie zamiaru robić zakupów – warto wybrać w takie miejsce i zobaczyć jak wygląda, tym bardziej, że nie spotkamy tu natłoku turystów, a sam market jest dość specyficzny. Całość wygląda dość ponuro i podejrzenie. Można odnieść wrażenie, że zaraz wyskoczą na nas jakieś gangsterskie osobniki i poczęstują żelazem w żebra 😀 Jednak… amulety są jedną z nielicznych unikalnych pamiątek jakie możemy przywieźć z Tajlandii.
Identyczne amulety możemy spotkać w każdym zakątku Tajlandi, jednak nie w takich ilościach i po cenach od kilka do kilkanaście razy większych niż tu.
To dobry czas i miejsce aby coś zjeść. W pobliżu znajduje się mała, ukryta knajpka. Za niewielkie pieniądze można zjeść przepyszne dania, których nazw nie potrafimy wypowiedzieć 😀 Nazywa się ona Tamarind House 🙂
Wielki Pałac Królewski – trzeci punkt
Po targu amuletów można przejść się zobaczyć Wielki Pałac Królewski (my ominęliśmy ten punkt z racji, że Łukasz był już tam rok wcześniej), który znajduje się tuż obok i jest najbardziej charakterystycznym i znanym miejscem w Bangkoku. Jest to dawna, oficjalna rezydencja króla Tajlandii od XVIII wieku do połowy XX wieku. Budowa kompleksu wystartowała w roku 1782. Zabudowania należące do całego kompleksu otoczone są murem obronnym o łącznej długości 1900 metrów, a sam teren zajmuje powierzchnię 218400 m2.
Pałac Królewski obejmuje Świątynię Szmaragdowego Buddy, w której znajduje się statuetka Buddy do której organizowane są pielgrzymki z całego kraju!. Wstęp kosztuje 500 THB, przed wejściem sprawdzany jest ubiór zwiedzających, a godziny w których możemy odwiedzić Pałac to 8.30-15.30. Do Pałacu są wieczne kolejki, aczkolwiek „idzie to sprawnie”. Jeśli nie macie odpowiedniego ubioru, możecie kupić lub wypożyczyć przy wejściu.
Szaty Szmaragdowego Buddy zmieniane są w zależności od pory roku. Samej zmiany dokonuje Król Tajlandii lub członek rodziny królewskiej, co jest ważnym rytuałem w kalendarzu buddyjskim. Mimo iż król nie mieszka już w pałacu, to jest on nadal „używany” do najważniejszych uroczystości. Pałac odwiedza średnio 8 milionów turystów rocznie.
Wat Pho – największa świątynia – czwarty punkt
Udajemy się do jednej z „wisienek” Bangkoku, która jest praktycznie w każdym programie wycieczkowym. Przedstawiamy Wam – Wat Pho!
Wystarczy że będziecie szli wzdłuż Wielkiego Pałacu “w dół mapy” – po drodze należy zbywać naciągaczy, którzy będą próbowali sprzedać Wam bilety i wycieczki albo będą wmawiać Wam, że świątynia jest zamknięta ale “za darmo” mają coś innego do zaoferowania. Stanowcze nie i ciśnijcie dalej!
Wstęp do tego kompleksu kosztuje 200 THB, a czynny jest w godzinach 8-18.30. Zasady dotyczące ubioru i zachowania takie same jak w pozostałych świątyniach. W cenie biletu otrzymamy również małą butelkę wody.
Wat Pho znane jest również jako świątynia leżącego Buddy, często również opisywana jako Świątynia Odpoczywającego Buddy. Jest to zarówno jedna z największych (około 80.000m2), jak i najstarszych świątyń w Bangkoku. Zbudowana na 200 lat przed tym jak Bangkok stał się stolicą Tajlandii. Niegdyś centrum nauczania tradycyjnej tajskiej medycyny. Oprócz ogromnego, mierzącego 15 metrów wysokości oraz 46 metrów szerokości, leżącego złotego Buddy w stanie nirwany znajdują się tu piękne ogrody, kaplice, świątynie i znana na całym świecie tajska szkoła masażu. Na miejscu można skorzystać z usługi lub się go nawet nauczyć pod okiem profesjonalistów.
W Wat Pho znajduje się ponad 1000 wizerunków Buddy, w tym słynny leżący Budda. Znajdziecie także wielkiego siedzącego Buddę!
Świeży kokos i pyszne tajskie kokosowe lody – promocja przemiłej Pani
Wyobraźcie sobie solidną porcję przepysznych lodów kokosowych oblanych czekoladą i posypanych orzeszkami – podanych w łupinie kokosa z dodatkiem jego miąższu! Brzmi pysznie? Jeśli tak to polecamy stoisko pewnej Pani, znajdujące się między Wielkim Pałacem a Wat Pho, na drodze do portu THA THIEN (zaznaczone na mapie). Cena to 50 THB! Naprawdę warto – pani jest przemiła i mówi łamanym angielskim. Mieszka w Ayutthaia codziennie dojeżdża w to miejsce pracować. Z jej twarzy nie schodzi uśmiech i w razie potrzeby pomoże w miarę swoich możliwości. Polecamy ją, Jaszczury 😀
King Power Mahanakhon – spacer w chmurach – piąty punkt
Niedaleko marketu amuletów szukamy pomarańczowego promu w porcie Tha Chang (zaraz obok wielkiego pałacu) i kierujemy się do portu Sathorn. Należy uważać po drodze na wszystkich naciągaczy i osoby próbujące sprzedać nam bilet na tą właśnie stacje lecz na łódź turystyczną – bilet jest nieporównywalnie dużo droższy od normalnego. Wystarczy grzecznie odmówić i kierować się do bramek – ewentualnie spytać o NO-TURIST BOAT albo NORMAL BOAT – normalny bilet kosztuje około 10-20 THB/osoba.
Po wyjściu na stacji Sathorn od razu przesiadamy się w linię BTS na stacji SAPHAN TAKSIN i jedziemy nią do stacji CHONG NONSI, z której to już mamy rzut beretem do King Power Mahanakhon – praktycznie wchodzimy ze stacji prosto do minecraftowego monstrum.
Kingo Power to jeden z najwyższych o ile nie najwyższy taras widokowy w Bangkoku. Na szczycie możemy obserwować spektakularną panoramę Bangkoku z każdej strony, przejść się po szybie na 314 metrach nad ziemią z widokiem prosto w przepaść, a także napić się turbo drogiego piwa czy drinka. Wjazd na samą górę wymaga od nas zakupu biletu, którego cena oscyluje w granicach 800 THB (w naszym przypadku taniej wyszło kupić na miejscu niż przez internet). Jest to nie mała kwota jak na jednorazową krótką atrakcję i tajskie ceny, jednak gwarantujemy, że warto wydać te kilkaset batów i doświadczyć tego widoku. King Power Mahanakhon bije widok z Bayioke Sky Hotel pod każdym względem.
Jest tam po prostu pięknie! Zdjęcia nie oddają w pełni widoków jakich możemy tam doświadczyć. Najlepiej przyjechać na zachód słońca – nam się nie udało ze względu na wcześniejsze drobne przestoje, ale i tak było warto. Nie tylko sam taras sprawia super wrażenie, bo już sam wjazd windą to przeżycie. Dzięki projekcjom można poczuć się jak w grze wideo. Sam budynek również odznacza się na tle podobnych budowli w Bangkoku – jego struktura jest pikselowata – wygląda jakby jeszcze nie do końca się „zrenderował” – jego nieregularny i nietuzinkowy kształt przyciąga oko. O King Power napisaliśmy osobą relację, którą znajdziecie tutaj.
Zanim wyjdziecie z budynku traficie do sklepu z pamiątkami (niektóre są tanie), a później będziecie musieli przejść labirynt luksusowych sklepów 😀
China Town nocą – szósty punkt
Tak jak obiecaliśmy, czas zobaczyć China Town nocą. Żeby przyśpieszyć transport można zamówić Graba – jest to odpowiednik Ubera (koszty zależne od odległości ). Nam wyszło około 100 THB.
Ulica nocą pokazuje swoje prawdziwe oblicze – neony, tłumy ludzi, stragany, wszelkiej maści street food, przeróżne atrakcje, rybne SPA, dziesiątki tuk tuków i setki skuterów. Takie jest właśnie oblicze Tajlandii późną porą – wszystko budzi się do życia zamiast kłaść się spać. Polecamy odwiedzić kilka stoisk i spróbować jakichś podejrzanych rzeczy 😀
Soi Cowboy – dzielnica “czerwonych latarni” – siódmy punkt
Następnym celem jest kontrowersyjna ulica Soi Cowboy, czyli dzielnica „czerwonych latarni”. Wsiadamy w metro na znanej już stacji HUA LAMPHONG i jedziemy aż do SUKHUMVIT. Koszt to kilka-kilkadziesiąt THB.
Atmosfera na tej ulicy Soi Cowboy jest naprawdę pikantna i „niebezpieczna” – chwilami można poczuć się jak w dżungli! Koniecznie musicie przejść się nią w obie strony i wypić drinka w jednym z czerwonych barów. Nie dajcie się jednak zagadać ani zaciągnąć do klubu! (Chyba, że chcecie :D) Na ulicy czekają na Was dziesiątki skąpo odzianych i seksownych pań, czających się na turystów.
Są one zdolne rzucić się na Was i wciągnąć do baru jeśli choć raz spojrzycie im w oczy lub okażecie cień zainteresowania. Każde zatrzymanie się na ulicy bądź przyglądanie się paniom/barom stwarza niebezpieczeństwo 😀 Tutaj nie wystarczy zwykłe stanowcze „nie”, jeśli Panie rzucą się na Was grupowo, jesteście bez szans! Po mocnych wrażeniach z czerwonej ulicy czas na owianą sławą Khao San Road.
Khao San Road – imprezowe zagłębie turystów – ósmy punkt
Jeśli zależy Wam na czasie możecie ponownie wziąć Graba. Powinien kosztować około 100 THB. Khao San to ulica która za dnia nie robi większego wrażenia, jednak wieczorem aktywuje się tutaj imprezowe centrum miasta! (a przynajmniej dla turystów) Tajska kuchnia, różnego rodzaju salony masażu, dyskoteki, bary, kluby, nietypowe atrakcje typu ping-pong show i “inne takie” – to wszystko czeka tutaj na Was. Jeśli chcecie zjeść pająka, pasikonika, robale albo krokodyla – jesteście w dobrym miejscu. Kluby i puby przeganiają się w tym kto puści głośniej muzykę, co dwa kroki spotkacie naganiaczy chcących przekonać Was do jakiegoś klubu oferując np. darmowe piwo lub gaz rozweselający. Jeśli będziecie stanowczo mówić nie to bez przestojów uda Wam się przejść i zobaczyć ulicę w dość krótkim czasie – nie jest ona długa. Chyba, że macie ochotę dołączyć do jednej, wielkiej imprezy!
Rambuttri Alley – dziewiąty punkt
Zaraz obok Khao San Road jest inna, o wiele mniej turystyczna ulica. Rambuttri Alley to piękny i nie aż tak szalony zakątek – znajdują się na tutaj głównie ładnie zdobione restauracje, w których trwają koncerty. Warto się nią przejść gdyż jest tuż obok – nie ma na niej nic konkretnego, oprócz specyficznego klimatu – miłego dla oka i duszy. Rambuttri różni się znacząco od poprzednich kilku ulic.
Pożegnanie z Bangkokiem
W zależności gdzie macie kolejny nocleg kierujecie się busami / grabem / taxi / metrem / tuk tukiem do swojego miejsca zakwaterowania. My poszliśmy pieszo 😀 biedne nóżki.
Mamy nadzieję, że nasz plan pozwoli Wam zobaczyć różne oblicze Bangkoku. Polecamy go każdemu, kto planuje tanie zwiedzanie. Jeśli macie tylko dwa dni na zobaczenie stolicy Tajlandii – to dobry punkt zaczepienia. Co dalej? Naszym kolejnym kierunkiem było Kanchanaburi o czym dowiecie się w tym poradniku. Ahoj przygodo!
Super opisane
Dzięki!
Dzięki za bardzo rzeczowy i konkretny wpis. Właśnie czegoś takiego szukałam zwłaszcza cen atrakcji, chociaż trzeba wziąć pod uwagę wzrost cen.
Hej Kasia! Cieszymy się, że wpis się przydał. Niestety ceny mogą się już różnić, choć różnie to bywa 🙂