Bułgaria Bełogradczik Twierdza

Artykuł w skrócie:

Tak jak nie lubimy dużych miast tak w 2020 dawaliśmy im jeszcze szansę. W drodze powrotnej zajechaliśmy do Sofii – bez szczególnego planu. Może właśnie to była przyczyna tego, że miasto kompletnie nas nie urzekło i lekko wynudziło. W stolicy Bułgarii wytrzymaliśmy niecały dzień. Zrobiliśmy szybki spacer po kilku najważniejszych miejscach i zahaczyliśmy o ulubioną restaurację. Miasto okazało się nie być naszym targetem ale może znajdziecie tutaj coś dla siebie 🙂 Zdecydowanie polecamy zrobić wcześniej research – inaczej możecie skończyć tak jak my.

Szybki spacer po Sofii

Swoją wędrówkę zaczęliśmy w okolicach cerkwi św. Jerzego. Jeśli ktoś lubi liznąć trochę historii to w środku znajdzie sporo fresków zachowanych ze średniowiecza lub czasów starożytnych. Dookoła ciągną się też pozostałości antycznej osady. Sami szybko zwinęliśmy się z tego miejsca, bo było punktem spotkań podejrzanych osób, imigrantów, naciągaczy i innego towarzystwa, które nie dawało poczucia bezpieczeństwa. Z ciekawostek można wspomnieć, że budynek znajduje się na dziedzińcu pałacu prezydenckiego, a co godzinę odbywa się tutaj uroczysta zmiana warty. Można podejrzeć żołnierzy w XIX-wiecznych strojach.

Cerkiew św. Nedelji

Dosłownie kawałek dalej znajduje się cerkiew, której patronką jest męczennica Dominika – w Grecji nazywana Kyriaki, co znowu tłumaczy się jako niedziela, ot skąd wzięła się nazwa. Świątynia w tym miejscu stała już w średniowieczu! Obecna, neobizantyjska budowla pochodzi z XX wieku. Co ciekawe, całość odbudowano po zamachu na cara Borysa II. Wybuch uśmiercił około 200 osób, a samego celu nie było w tym czasie w środku. Do tego można doliczyć 500 rannych. No kiepskie planowanie! Cerkiew w środku robi wrażenie, warto tutaj zajrzeć na chwilę.

Cerkiew św. Nedelji

Sobór św. Aleksandra Newskiego

Z tego miejsca zaczęliśmy się kierować chyba do najważniejszego miejsca w całej Sofii. Ten budynek znajduje się praktycznie na każdej pocztówce czy zdjęciu w Internecie. Nie ma się co dziwić – świątynie zbudowano z niezłym rozmachem i widać to z daleka. Powstanie soboru wiązało się z uczczeniem rosyjskich żołnierzy, którzy polegli w wojnie z Turcją. Bitwa zakończyła się wyzwoleniem Bułgarii spod panowania sułtana. Patronem świątyni jest Aleksander Newski – uważany za boskiego wojownika, imiennika cara.

No robi wrażenie, robi!

Świątynie w stylu neobizantyjskim zbudowano na planie krzyża greckiego. Budowle poznamy po złotych kopułach. W dzwonnicy wisi 12 dzwonów, a największy z nich ma… 12 ton! Jak można się domyśleć wnętrze do biednych nie należy. Nie mogliśmy się oprzeć zakazom i trochę nagraliśmy z ukrytej kamery. Sufity i ściany pokryte są wymyślnymi freskami. Do tego weneckie mozaiki, alabastrowo-onyksowe trony i spora ilość marmuru. W podziemiach soboru znajduje się muzeum gdzie znajdziemy ikony nawet z XI wieku.

Kawałek od świątyni stoi pomnik cara Aleksandra II zwanego Wyzwolicielem – to on wywalczył Bułgarii niepodległość.

Pomnik cara Aleksandra II

Główny deptak – Bulwar Witosza

Kierujemy się do północnej części miasta. Zanim jednak tam dojdziemy możemy zerknąć na pobliską cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy, która ma ciekawy kształt i kolory. Przechodzimy również obok Teatru Narodowego.

Na trasie miła niespodzianka 😀

Rozciąga się on od cerkwi św. Nedjela aż po Narodowy Pałac Kultury. To tutaj tętni życie miasta. Główna promenada skupia przeróżne knajpki – zarówno z kuchni bułgarskiej jak i międzynarodowej. Tutaj swoje sklepy mają światowe marki, znajdują się lokale usługowe i turystyczna mekka. Mieszkańcy Sofii nazywają to miejsce Witoszówką. Bulwar przyciąga grajków i artystów. Można też kupić przeróżne pamiątki. Sami skończyliśmy z kilkoma pocztówkami. Udało nam się także znaleźć naszą ulubioną knajpę – Raffy Bar & Gelato. Na Bulwar Witosza warto wybrać się zarówno za dnia jak i wieczorem. Zwłaszcza jeśli będziemy kończyć nasz spacer pod Narodowym Pałacem Kultury, który powinien być ładnie oświetlony.

Jak dobrze, że w Bułgarii łatwo znaleźć tradycyjne jedzenie

Wnioski z Soffi

Stolica Bułgarii z pewnością ma wiele do zaoferowania – myślimy jednak, że nie dla nas. Zdajemy sobie sprawę, ze tak naprawdę nic nie zobaczyliśmy ale naszym zdaniem poszukiwacze przygód mogą sobie darować Sofię i spożytkować ten czas na pobliskie masywy górskie. Unikamy problemów z parkingiem, unikamy miejskiego zgiełku i kolejnego tysiąca cerkwi. Jeśli jednak interesuje Was historia, sakralne budowle i typowe, miejskie zwiedzańsko to z pewnością znajdziecie tutaj ogrom atrakcji. Wystarczy przybliżyć mapę Google żeby zobaczyć ile wyjątkowych budowli skrywa stolica Bułgarii.

Za noc w Soffi w 2020 roku zapłaciliśmy stówkę – mieliśmy jednak zniżkę z Bookingu. Udało nam się wyrwać nowiutki apartament w centrum. Do tego pozwolono nam zostawić samochód na dłużej co uratowało nas przed kolejną, parkingową nerwicą. Nocleg widniał pod nazwą Sofia Colour Life Apartment, niestety aktualnie nazywa się inaczej.

Co dalej po Sofii? Bełogradczik!

Gdybyśmy wiedzieli co nas omija to przyjechali byśmy tutaj znacznie wcześniej! Niestety krętą i górzystą drogą dojechaliśmy na miejsce dokładnie o 17:00 – czyli o tej, o której zamykano. Obsługa tym razem nie dała się namówić na wpuszczenie nas po godzinach żeby zrobić speedrun. O czym mowa? O Twierdzy Bełogradczik.

Niestety zamknięte 🙁

Małe miasteczko znane jest ze znajdujących się tutaj ostańców skalnych, których wysokość wynosi nawet 100 metrów! Zbudowane są z czerwonego piaskowca, a ich wiek datuje się na 200 milionów lat. Niektóre z nich mają nawet swoje nazwy – Adam i Ewa, Grzyby, Niedźwiedź czy Uczennica.

Między I, a III wiekiem Rzymianie wpadli na genialny pomysł żeby wykorzystać naturalne warunki i zbudować tutaj twierdzę. Potężne skały znacznie ułatwiały obronę. Warownia przeszła do rąk Bizantyjczyków, Turków i Bułgarów. Między ostańcami prowadzą dwa szlaki – żółty i pomarańczowy.

Twierdza Bełogradczik z nieco innej perspektywy
Niesamowity krajobraz!

Nam niestety nie było dane doświadczyć w pełni magii tego miejsca. Nie oznacza to, ze się całkowicie poddaliśmy. Udało nam się zajść jakoś od boku i wyhaczyć chociaż dobre miejsce na zdjęcia. Te nie oddają jednak tych widoków! Świetna, jaszczurowa lokacja. Dookoła popis matki natury, niczym z innej planety.

Na samym końcu naszej bułgarskiej przygody trzeba było wydać ostatnie BGNy. Spontanicznie trafiliśmy na uliczną „gar-kuchnię”, wyłupaliśmy drobne z portfela i opędzlowaliśmy tarator oraz kiełbaski z grilla w turbo niskiej cenie. To był jeden z najtańszych i najlepszych posiłków w całej Bułgarii – popis lokalnej kuchni 😀 Znajdziecie to miejsce pod nazwą Бистро Детелина. Widać było, ze to mały, rodzinny biznes, warto wspierać takie miejsca! Tymczasem został nam smutna podróż do Polski z masą nowych wspomnień i opowieści, którymi do dziś męczymy znajomych. Do tego sporo ważnych lekcji i wniosków. Ahoj przygodo!

Oceń nasz artykuł!

Podobał Ci się artykuł? Zostaw nam 5 gwiazdek!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Wymagane pola oznaczone są *